piątek, 19 września 2014

You Are Loved 5

It's ok to doubt...



Wraz z Krisem leżeliśmy na jego miękkiej, dwuosobowej kanapie.
Patrząc sobie w oczy i nie mówiąc ani słowa, na wzajem obdarowywaliśmy się czułymi uśmiechami.
Przeczesałam palcami jego ciemne włosy i westchnęłam.
-Dlaczego wszystko co dobre tak szybko się kończy?-podniosłam się do siadu i po raz kolejny już ogarnęłam wzrokiem jego pokój.
Tak dobrze mi znane zielone ściany, obdrapane biurko, stojąca w kącie gitara i piłka do koszykówki  przywodziły mi na myśl same dobre wspomnienia.
-Co masz na myśli?-brunet zajął miejsce obok mnie i złapał za rękę.
-Całe liceum. To jeden z lepszych okresów w naszym życiu, a te  chwile tak po prostu uciekają nam przez palce...
-To prawda-uśmiechnął się litościwie-Lata w liceum rzeczywiście mogę zaliczyć do najlepszych.
Ale spójrz na to tak...ile jeszcze nas czeka. To głupie liceum to nic w porównaniu do naszej przyszłości.
Uniosłam brew z pobłażliwym uśmiechem.
-Naszej?
-Naszej-chłopak przyciągnął mnie do siebie i pocałował w policzek.
W tym samym momencie w drzwiach pokoju pojawiła się mała, ciemnowłosa dziewczynka.
Zamrugała brązowymi oczkami po czym skrzywiła się, wydając z  siebie odgłos obrzydzenia.
-Lily, mówiłem ci, że masz pukać-Kris zrezygnowany odchylił głowę do tyłu  z cichym jękiem.
-Daj spokój-walnęłam chłopaka w ramię-Chodź tu Lily.
Lily to młodsza siostra Krisa. Jest na prawdę uroczą ośmiolatką .
Gdy jesteśmy w domu chłopaka, często się z nią bawimy i wygłupiamy.
Kris na prawdę bardzo ją kocha, jest jego oczkiem w głowie.
Jednak dopiero niedawno chłopak powiedział mi, że Lily jest adoptowana...
-Jak po zakończeniu roku, co?-gestem dłoni wskazałam, aby dziewczynka usiadła na moich kolanach.
Bez większego oporu zrobiła to i odkręciła głowę w moją stronę.
-Dobrze-pokiwała głową z uznaniem-Ale chciałabym już iść do szkoły...
-Już? Lily dopiero zaczęły się wakacje-zaśmiałam się.
-W szkole jest fajniej niż w domu.
-Tym bardziej, jak braciszek z tobą siedzi, co?-Kris zmierzwił ciemne włosy dziewczynki.
Lily wytchnęła mu język po czym szarpnęła moją bluzkę z niemałym podekscytowaniem.
-Sophie! Wiesz, że będę miała pieska?
-Na prawdę? Jej to super ,marzyłaś o zwierzątku, prawda?
Dziewczynka kiwnęła głową z uśmiechem na twarzy.
-Lily, masz uczulenie na psią sierść...-mrukną Kris.
-Mama powiedziała,że kupi mi pieska z prawdziwymi włosami!-mała skrzyżowała znacząco ręce i rzuciła Krisowi triumfalne spojrzenie.
Ten tylko pokiwał głową z rezygnacją i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Daj spokój, psy są fajne-uśmiechnęłam się-Prawda Lily?
-Tak!
-Lily?-do pokoju zajrzała kobieta z długimi, kręconymi, brązowymi -włosami.
Miała szczupłą sylwetkę i duże, karmelowe oczy, takie jak Kris.
-Lily, nie przeszkadzaj im-uśmiechnęła się wyciągając rękę w stronę dziewczynki-Chodź, jedziemy do babci.
Mała posłała mi przepraszające spojrzenie i zeskoczyła z moich kolan.
Podleciała do kobiety i złapała jej dłoń.
-Macie już wszystko przygotowane-zwróciła się do Krisa-Pościel ubrana, jedzenie gotowe...tylko bądźcie grzeczni.
-Dobrze mamo-jęknął chłopak, po czym obdarował matkę uroczym uśmiechem.
-Damy radę, na prawdę.
-Ja ich przypilnuję-posłałam kobiecie szczery uśmiech.
Ta zaśmiała się i puściła mi oczko.
-Kiedy ma przyjść reszta?
-W zasadzie już powinni być-stwierdził Kris sprawdzając godzinę w telefonie-Jak zwykle się spóźniają...
-W takim razie,my już lecimy. Dom macie cały dla siebie...tylko bez głupot-powiedziała ostro jednak z uśmiechem-Bawcie się dobrze.
-Dziękujemy-powiedzieliśmy niemal w tym samym czasie.
Kobieta pomachała nam na pożegnanie po czym wyszła z domu.
Już po chwili usłyszeliśmy silnik samochodu zza okna.
-O jakie głupoty mogło jej chodzić?-spytał Kris sarkastycznie rzucając mnie na łóżko.
Zaśmiałam się i zarzuciłam ręce na ramiona chłopaka.
-Sama nie wiem...-zmarszczyłam czoło z udawanym zastanowieniem.
Kris złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
Przymknęłam oczy i odwzajemniłam go.
W pokoju było słychać tylko irytujące tykanie zegara i odgłosy naszych pocałunków.
Chłopak pochylił się nade mną jeszcze bardziej, a dłońmi wędrował po mojej talii.
Nagle z dołu zadzwonił telefon.
Oderwałam się od ust bruneta.
Ten popatrzył na mnie ze zdziwieniem i lekką irytacją.
-Odbierz-powiedziałam cicho.
-Daj spokój-Kris ponownie przywarł do moich warg.
Odkręciłam jednak głowę i spojrzałam na jego twarz .
-Może to coś ważnego?
Kris westchnął po czym leniwie podniósł się i wyszedł z pokoju, rzucając mi błagalne spojrzenie.
Podniosłam się do siadu i poprawiłam rozwichrzone włosy.
Odchrząknęłam i wstałam z kanapy.
Rozejrzałam się po pokoju i podeszłam do jednej z szafek.
Stały na niej przeróżne książki, niektóre pokryte warstwą kurzu, niektóre nie...
Stały też tam porcelanowe figurki, należące do kolekcji mamy Krisa.
Bardzo lubiła takie rzeczy, tym bardziej jeśli były to antyki.
Na półce wyżej stały komiksy i mangi.
Zaśmiałam się cicho.
Pamiętam jak Kris na początku liceum codziennie do szkoły przychodził z jakimś komiksem.
Czytał je na okrągło.
Dopiero od kiedy zaczęliśmy się spotykać, ograniczył trochę ich czytanie.
Wiem jednak, że sekretnie w domu Kris lubi sobie przejrzeć jakiś stary komiks. Jest ich prawdziwym fanem.
W szafce obok znajdowały się zapewne ubrania chłopaka.
Stwierdziłam, że nie będę taka ciekawska i nie będę do niej zaglądać.
Jeszcze dalej stało biurko, a na nim porozrzucane kartki i ołówki.
Przejrzałam kilka z nich.
Większość była pusta jednak na kilku widniały jakieś postacie.
Pewnie Kris próbował swoich sił jako rysownik.
Szkice była dość specyficzne, jednak miały swój urok.
Na mojej twarzy ponownie pojawił się uśmiech.
Gdy miałam już odłożyć kartki, zobaczyłam że na biurku spod sterty innych bloczków papieru wystawała jakaś teczka. Zmarszczyłam brwi i wzięłam ją do ręki.
Ostrożnie otworzyłam i zobaczyłam folijkę, a w niej  plik druków złączonych srebrnym spinaczem.
W folii znajdowała się też zielona karteczka samoprzylepna.
Była na niej napisana data i adres-"18 czerwca, 17:20".
Widniała też nieznana mi nazwa ulicy.
Chwila...18 czerwca? Tego dnia pomagałam Tao z nauką i tego dnia moja mama widziadła Krisa na mieście.
Wyjęłam kartki z teczki przejrzałam je.
Kilka razy prześledziłam wydrukowane wyrazy i otworzyłam usta ze zdziwienia.
To był kontrakt.
Kontrakt proponujący debiut w jednej z miejscowych wytwórni.
Solowy debiut.
Nagle do pokoju wszedł Kris.
-To Chen, powiedział, że się może chwilę spóźnić...c-co ty robisz?
Chłopak podszedł i wyrwał mi kontrakt z dłoni.
-Kris co to jest?
-To...no...-podrapał się nerwowo po karku.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież to jest ogromna szansa dla ciebie! I...tylko ciebie-odwróciłam wzrok i oparłam się o biurko.
-J-ja nie chcę tam iść....znaczy no...chcę,ale ....-Kris westchnął-Sam nie wiem...
-Zostawisz tak nasz zespół?-spytałam zdezorientowana-Ale mówiłeś, że będziemy grać razem! Tyle ćwiczyliśmy...Kris bez ciebie ten zespół upadnie!
-Ale...ty wiesz, że to może jedyna taka szansa...-chłopak był wyraźnie zakłopotany-Ja chciałem ci powiedzieć, ale...
-Rozumiem, że to dla ciebie ważne, ale...co z zespołem. Tyle wysiłku ma pójść na marne?
-Nie wiem jak to rozegrać...miałem nadzieję, że mi pomożesz...
Na dole rozległy się krzyki i śmiechy, co oznaczało, że chłopcy już przyszli.
-Powiedz im.
-A-ale Sophie, ja...
-Powiedz im jak najszybciej! Kris nie możesz tego ukrywać, to dotyczy nas wszystkich!
-Sophie, nie chciałem, żebyś poczuła się urażona-podszedł do mnie o objął ramionami.
-Kris, masz im powiedzieć.Teraz.
Brunet westchnął i powolnym krokiem udał się na dół.
Złapałam się za głowę po czym poszłam za nim.

***
Wszyscy siedzieliśmy w milczeniu i biliśmy się z własnymi myślami.
Chłopcy  byli widocznie zdenerwowani.
-Czyli zostawiasz nasz zespół?-Xiumin  bardziej stwierdził niż spytał.
Odpowiedziała mu cisza.
-Stary, no kurcze! Weź się w garść! Przez cholerne dwa lata w każde popołudnie siedzieliśmy w tej głupiej piwnicy i ćwiczyliśmy. Chcesz o tym wszystkim tak po prostu zapomnieć?-syknął Chen.
Kris poprawił się w siedzeniu i oparł łokcie na kolanach.
-Posłuchajcie...ja rozumiem, że to dla was trudne. Nie powiedziałem, że odejdę...
-Ale nie odrzucisz takiego kontraktu-wrzasnął Luhan. Zacisnął zęby i walnął pięścią w stół. Był wściekły.
-Luhan, proszę....-starałam się go uspokoić.
-Jak do cholery mogę być spokojny?! Jedna głupia kartka może zaprzepaścić naszą pracę i przyjaźń, a ja mam z uśmiechem na twarzy przytakiwać?! Może jeszcze mu pogratulować?!
-Uspokój się-powiedział stanowczo Tao, ciągnąc szatyna za ramię.
-Posłuchajcie-zaczął niepewnie Kris-Muszę się nad tym wszystkim zastanowić. To może być dla mnie życiowa szansa. Myślałem, że jako moi przyjaciele to zrozumiecie...
-A my myśleliśmy, że nas nigdy nie zostawisz-mruknął zrezygnowany Chen.
-Jestem pewien, że każdy z was też by się wahał-Kris podniósł głos.
Był na prawdę zdenerwowany. Co chwila wzdychał i cały czas zaciskał pięści.
Już dawno nie widziałam go w takim stanie.
-W takim razie-Tao wstał z kanapy i zmierzył Krisa rozczarowanym wzrokiem-Chyba za mało nas znasz.
-Nie ma sensu tutaj siedzieć-oznajmił Luhan-Wychodzę. Idziecie ze mną?
Reszta kiwnęła głowami i również skierowali się w stronę wyjścia.
Tylko ja, Kris i Tao zostaliśmy w salonie.
-Sophie,idziesz?
Spojrzałam zdezorientowana na blondyna, a zaraz potem na Krisa.
-Jeśli chcesz to idź-powiedział brunet z wymuszonym uśmiechem.
Ponownie przerzuciłam wzrok na Tao.
Gestem ręki wskazał żebym poszła z nim.
-Nie...zostanę-mruknęłam niepewnie.
-Jak chcesz-Tao wzruszył ramionami.
Włożył ręce do kieszeni i powędrował w stronę wyjścia.
-Na razie-rzucił po czym zniknął za drzwiami.
Kris zrezygnowany opadł na kanapę i schował twarz w dłoniach,
Westchnęłam głęboko i zajęłam miejsce obok niego.
-I co ja mam teraz niby zrobić?
-Kris...-pogładziłam go czule po głowie.
Chłopak spojrzał na mnie wyczekująco.
Był załamany. Z trudem powstrzymywał łzy.
Nie mogłam się już na niego złościć.
Mimo tego, że podświadomie nie chciałam, żeby zgodził się na ten głupi kontrakt to na pierwszym planie stawiałam jego szczęście. Nasze wspólne szczęście.
-Nie wiem-powiedziałam cicho-Nie mam pojęcia co masz zrobić. Za nic nie chciałbym się znaleźć w twojej sytuacji.
Chłopak parsknął cicho, jednak w jego głosie nie było ani nuty rozbawienia.-Dzięki...
-Kris, ale chcę żebyś wiedział-ujęłam jego twarz i skierowałam w swoją stronę-Może i nie jestem zadowolona z tego, że nadal się wahasz. Dla mnie najlepiej by było, żebyś wyrzucił ten kontrakt i żebyśmy wszyscy o tym zapomnieli. Ale...to ogromna szansa dla ciebie. Kris kocham cię i wiedz, że cokolwiek zrobisz ja to szanuję i będę się cieszyć lub płakać razem z tobą.
Na twarzy chłopaka zawitała wyraźna ulga.
Oparł czoło na moim i uśmiechnął się delikatnie.
Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Dziękuję Sophie.
-No już-zaśmiałam się cicho i pogładziłam chłopaka po
 policzku-Chodź, obejrzymy jakiś film.

***
Wszyscy razem siedzieliśmy w naszej ulubionej knajpie i zajadaliśmy się pizzą.
No...prawie wszyscy.
Kris od kilku dni nie dał znaku życia.
Nie mogę się do niego dodzwonić, a za każdym razem jak byłam w jego domu, jego mama odsyłała mnie, mówiąc, że chłopaka nie ma.
Bezcelowo gapiłam się w ekran telefonu, z nadzieją, że Kris może się odezwie.
Oczywiście nic takiego się nie stało.
Na prawdę, zaczynam się już martwić...
-Sophie, w porządku?-szturchnął mnie ramieniem Chen.
-C-co?-spytałam zdezorientowana-A..tak, tak-wymusiłam uśmiech.
-Może pójdziemy dziś do kina?-zaproponował Xiumin z pełnymi ustami.
-Znowu?-westchnął Luhan-W kinie byliśmy dwa dni temu.
-To co? Dziś jest premiera nowego horroru.
-Horror? Mów dalej-zaśmiałam się.
-Pójdziemy za tydzień-zarządził Chen-Za dużo popcornu jak na  5 dni...
Nagle usłyszeliśmy dzwonek telefonu Tao.
Wszyscy spojrzeliśmy w jego stronę.
Chłopak jednak chyba nie zorientował się co się dzieję i rzucił nam zdziwione spojrzenie.
-C-co?Mam coś na twarzy?
-Telefon ci dzwoni-mruknął  Luhan.
Tao potrząsnął głową ze zdezorientowaniem po czym sięgnął do kieszeni.
-To mój ojczym...zaraz wracam-powiedział odchodząc od stołu.
-Tao ma znowu nowy telefon?-spytał ściszonym głosem Chen.
-Na to wygląda.
-Kurde zazdroszczę mu-westchnął Xiumim-Mieć co miesiąc nowy telefon...
-I tylko piątkę  znajomych-parsknął Luhan.
-Przestańcie!-walnęłam rękami w blat stołu-To wasze gadanie jest obrzydliwe.
-Dobra,dobra. Chyba tylko żartujemy, nie?-starał się usprawiedliwić Luhan.
-Ale kurczę, to prawda! Tao oprócz nas nie ma żadnych znajomych.
-Wiecie, że to co mówicie jest mega przykre? Jak by to usłyszał, to serce by mu pękło.
-Sophie ma racje-przytaknął Xiumin-Nie powinnyśmy go obgadywać, to nasz przyjaciel.
Chen i Luhan spuścili głowy.
-Dobra, ogarniamy-mruknął Chen i nałożył na swój talerz kolejny kawałek pizzy.
-Dzięki Junsu, jesteś najlepszy-powiedział Tao podchodząc do stolika-Jasne. Do zobaczenia.
Rozłączył się i z popatrzył na nas z satysfakcją.
-Coś się stało?-spytał zdziwiony Chen.
-Dobre wieści-Tao zajął swoje miejsce-Mam bilety na koncert Year of Rock.
-CO?!-wrzasnął Luahn wstając z wrażenie-Tych Year of Rock?!
-Mhm-przytaknął blondyn-Bilety dla nas wszystkich. Mój ojczym przyjaźni się z ich menadżerem. Załatwił nam też wejście za kulisy.
-Jeju Tao, jesteś kochany-przytuliłam chłopaka.
-Przecież to nasi idole-westchnął rozmarzony Xiumin.
-Koncert już w przyszły czwartek.Wszyscy będziecie mieli czas?
-No pewnie. Kurczę dzięki Tao-Luhan przybił chłopakowi piątkę.
-Dla Krisa też masz bilet?-spytałam nie unosząc wzroku znad ekranu telefonu.
Mimo tego czułam te wszystkie spojrzenia, które właśnie kierowały się w moją stronę.
Rozmowy ucichły a zastąpiła je głucha cisza.
Ukradkiem spojrzałam na chłopaków: Xiumin odwrócił wzrok, Chen i Luhan patrzyli na mnie z niedowierzaniem, a Tao spuścił głowę.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza,którą przerwało odchrząknięcie blondyna.
-No pewnie. I dla Krisa znajdzie się bilet-posłał mi lekko wymuszony uśmiech.
Odwzajemniłam gest z wdzięcznością w oczach.
Reszta chłopaków nie odezwała się na ten temat ani słowem.
Wrócili do swoich rozmów i to w sumie chyba dobrze.
Nie chciałam znowu z nimi rozmawiać o kontrakcie Krisa.
Ponownie spojrzałam na ekran telefonu.
Znowu nic...
-Sophie-zaczął Chen-Idziemy wieczorem do klubu. Idziesz z nami?
-Do klubu?
-Mhm...-przytaknął chłopak-Zabawimy się trochę!
-Ja chcę iść-powiedział podekscytowany Xiumin.
-Spoko-Chen przerzucił wzrok na Tao-A ty?
-Nie...chyba dziś odpuszczę.
-No dawaj, będzie fajnie-szturchnął go Xiumin.
-Nie mam ochoty, sorry.
-Sophie?
-Ja chyba też odpadam. Mama by mnie zabiła jak bym nocami włóczyła się po klubach...
-Czego mama nie wie to ją nie boli-powiedział ściszonym głosem Luhan, obejmując mnie ramieniem.
Pokiwałam przecząco głową i strząchnęłam rękę chłopaka.
-Nie, dzięki za zaproszenie, ale nie.
-Jak chcesz-Chen wzruszył ramionami-Dobra, ja już lecę.
-Ja chyba też-oznajmił Luhan wstając.
-Czekajcie idę z wami-Xiumin pomachał nam na pożegnanie i wyszedł wraz z pozostałą dwójką.
Rzuciłam pytające spojrzenie w stronę Tao.
Chłopak jednak nie odezwał się ani słowem, grzebiąc widelcem w swoim talerzu.
-Wszystko gra?
-Tak-Tao spojrzał na mnie zdezorientowany-Tylko...
-Ciebie też tak męczy ta sprawa z Krisem?
-Dokładnie-blondyn westchnął-Jestem na niego wkurzony...
-Dlaczego?  No kurczę,Tao! Ty byś nie odrzucił takiego kontraktu...
-Uwierz mi-chłopak złapał delikatnie mój nadgarstek-Odrzuciłbym. Jeśli tylko ty....jeśli reszta zespołu by tego chciała, nie wahałbym się.
-Tylko tak mówisz...
-Nie Sophie-chłopak spojrzał mi w oczy-Ja mam tylko was. Ten zespół to całe moje życie.
Spuściłam wzrok i zacisnęłam wargi.
Tao zawsze stawiał przyjaźń na pierwszym miejscu.
Mimo tego, że mógł mieć wszystko, że niczego mu nie brakowało. Dla niego od zawsze najważniejsze były osoby, nie rzeczy.
-Zobacz, minęło zaledwie kilka dni, a on już o nas zapomniał.
-Nie mów tak!
-Odezwał się do ciebie? Do mnie nie, chociaż to podobno mój najlepszy przyjaciel.
Odwróciłam głowę.
Tao ma rację, ale...to jest zbyt przykre, żeby to powiedzieć.
A on  to mówi z taką łatwością.
-Sophie, przejrzyj na oczy. Jeśli on podpisze ten kontrakt, to stracimy naszego Krisa.

                                                                                     Karmelove