piątek, 22 maja 2015

"Seven" Rodział 7 END


Problemy sercowe są najgorsze na świecie.
Przez nie ludzie płaczą, cierpią, zabijają się.
A nałogi?
To też pewien rodzaj miłości.
Miłości do alkoholu, narkotyków czy okaleczania własnego ciała.
Może dają chwilową ulgę, ale na ogół prowadzą do zniszczenia.
Brak wsparcia to kolejny problem.
Bo o ile łatwiejsze jest wyjście z nałogu z kimś, komu ufamy, na kim nam zależy.
Z kimś, dla kogo jesteśmy w stanie się zmienić.
Ale na drodze do tego staje nam bezsilność.
Mimo szczerych chęci nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
I staczamy się z dnia na dzień, w pełnej tego świadomości.
A co jeśli połączymy to wszystko w jedno?
Mieszanka największych wad i ułomności ludzkiej duszy.
Do czego prowadzą? Jak bardzo potrafią zniszczyć?
Seokjina doprowadziło to do rozpaczy.
Codziennej walki z wspomnieniami.
Bo kiedyś było lepiej, a teraz jest źle.
A on mimo, że jest najstarszy nie potrafi nic na to poradzić.
Widzi co się dzieje z jego przyjaciółmi.
Jak bardzo oddalili się od siebie i przegrywają swoje życie, mimo że kiedyś było pełne możliwości i okazji.
Seokjin nie ma własnych problemów, nie pamięta o nich.
Za to wziął na siebie rozterki innych. Tak ciężkie i bolesne. A połączone w jedność tworzą coś, od czego nie da się uciec.
Jin nie śpi. Nie pamięta kiedy ostatnio zmrużył oczy, nie ma na to czasu.
Nieustannie myśli jak naprawić całą sytuację. Nie zauważa tego, że jego wyczerpane ciało i umysł zatrzymały się na etapie bezradności.
Chłopak nie wychodzi też z pokoju. Zwyczajnie nie ma na to siły.
Mimo wszystko doskonale wie co dzieje się w ich dormie. Wie co dzieje się w życiu reszty zespołu i wie jak bardzo ich problemy rosną.
Tak więc z każdym dniem jest coraz gorzej.


V zawsze był najsłabszy.
Mimo wielkiego talentu nie wierzył w siebie, chował się.
Niemal na każdej lekcji śpiewu jego głos załamywał się, gdy wzrok pozostałych był skierowany w jego stronę.
Nieśmiałość brała górę, a on zamykał się w sobie.
Uważał, że inni są lepsi. A szczególnie Namjoon.
Taehyung zwyczajnie się go bał. Od kiedy go tylko zobaczył, czuł do niego respekt.
Uważał go za profesjonalistę, przy którym on jest tylko marnym wokalistą.
 Któregoś dnia podczas przerwy w próbie tanecznej Seokjin podszedł do siedzącego w kącie V.
-Dlaczego płaczesz?-spytał kucając na przeciw chłopca.
-Boli-Taehyung wychrypiał przez łzy, wskazując na swoją nogę.
Seokjin podwinął nogawkę spodni młodszego i ujrzał opuchliznę na jego kostce.
-Zwichnięta-stwierdził patrząc litościwie na chłopaka-Dlaczego nie przestałeś tańczyć?
V spuścił głowę, pociągając co chwila nosem.
-Koniec przerwy-po sali rozszedł się stanowczy głos RapMona.
Był spocony, zmęczony i zdeterminowany.
Frustrowało go to, że mimo wielkiego wysiłku ich układ jeszcze nie jest perfekcyjny. 
A musiał być. Ich debiut musiał być perfekcyjny.
Taehyung już miał się podnosić, gdy Jin złapał go za rękę.
-Nie możesz teraz tańczyć.
-Namjoon hyung jest bardzo wymagający. Muszę ćwiczyć, bo inaczej się zdenerwuje.
-Nie musisz się go bać- starał się wytłumaczyć starszy.
-No ruchy!-ryknął Namjoon widząc dwójkę rozmawiającą w rogu sali.
V spojrzał na Seokjina przestraszonym wzrokiem. Nie wiedział co ma zrobić.
Strach przed gniewem hyunga był silniejszy niż ból.
-Poczekaj tu chwilę- Jin uśmiechnął się pocieszająco i ruszył w stronę RapMona.
Lider rzucił poirytowane spojrzenie w jego stronę-Na co ten dzieciak czeka?-mruknął wskazując ręką na V.
-Ma zwichniętą kostkę. Pracował zbyt ciężko.
RapMonster zamrugał kilkakrotnie powiekami.
-Dlaczego nie powiedział wcześniej?
-Bo się boi, że będziesz na niego zły. Jesteś jego autorytetem.
-Co nie znaczy, że powinienem traktować go inaczej od reszty-chłopak zmarszczył brwi.
-Jest słabszy od innych. Potrzebuje więcej zrozumienia.
-Jung Kook jest młodszy i daje radę-RapMon cały czas upierał się przy swoim.
-A ty jesteś liderem i zachowujesz się nieodpowiedzialnie-Jin był nadal spokojny-To nie kwestia wieku, a psychiki. Porozmawiaj z nim, może i ty coś zrozumiesz.
Po krótkiej  walce z myślami, lider w końcu zrobił kilka kroków ku równoległemu końcu sali.
V nieśmiało podniósł zapłakane oczy, gdy Namjoon ukucnął przy nim.
-Boli?-starszy skinął głową na kostkę chłopaka.
Taehyung tylko kiwnął głową, nie patrząc na swojego hyunga.
RapMon westchnął ciężko, układając zdania w głowie-Mogłeś powiedzieć wcześniej.
Nie skrzyczałbym cię.
-N-nie?
-Nie-potwierdził lider-To nie twoja wina. Każdemu się mogło zdarzyć.
-Ale jak ty miałeś kontuzję, to ćwiczyłeś...-zauważył speszony V.
Namjoon zamilkł na chwilę, by poszukać odpowiednich argumentów-Ale ty nie jesteś mną.
Jesteś bardziej wrażliwy.
-Słaby-sprostował młodszy, podsuwając kolana pod brodę.
-Wcale nie. Po prostu myślisz inaczej. Chciałbym, żebyś mówił mi co myślisz, dobrze?
-D-dobrze-zgodził się Taehyung.
Chwila ciszy między nimi.
RapMonster zastanawiał się nad tym co powiedział.
Dopiero teraz zrozumiał, że wcześniej jego myślenie było błędne.
Powinien do każdego z członków podchodzić z osobna, liczyć się z ich potrzebami.
Lider nie znaczy przywódca, tylko opiekun.
-Hyung?
Namjoon spojrzał na niego wyczekująco.
-Myślę, że jestem głodny.
-W takim razie chodźmy coś zjeść. Wszyscy- dodał, kiwnięciem brody wskazując na pozostałych członków grupy.
Taehyung pokracznie starał się wstać, jednak zachwiał się.
Złapał się RapMonstera, który zaśmiał się cicho-No tak, zapomniałem.
Nie używając zbędnych słów, lider wziął Taehyunga na barana.
-Chodźmy coś zjeść. Zasłużyliśmy.


Seokjin wiedział o uzależnieniu V. Wiedział, że podkrada mu pieniądze na narkotyki, i że ich nie odda. Wiedział też, że RapMon próbuje go z tego wyciągnąć, mimo własnych problemów z dziewczyną.
Jin nigdy jej nie lubił, wiedział jaka jest. Ale nie miał serca mówić o tym liderowi.
Bał się tylko, że Namjoon po kłótni z ukochaną pójdzie się gdzieś upić, a Taehyung w tym czasie przedawkuje.
Bo gdy RapMonster coś powiedział, to V najlepiej to przyjmował.
Respekt i strach z dawnych lat są gdzieś w nim zakorzenione, tyle że zamieniły się w zaufanie.
Zaufanie, które z dnia na dzień znowu blaknie.
A Jin nie potrafi go odbudować.
         
                                               Dzień przesłuchań do wytwórni był bardzo wyczekiwany.
Przez jednych bardziej, przez innych mniej.
Yoongi na  noc przed castingiem nie mógł spać.
Bał się, że zapomni tekstu, czy zatnie się i nie będzie w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Jego stres nie zmniejszył się też, gdy siedział w wytwórni oczekując na swoją kolej.
Pech chciał, że spóźnił się na zapisy i wylądował na samym dole listy, jako ostatni z kandydatów.
Ale nie przeszkadzało mu to.
Powtarzał wciąż, że to najważniejszy dzień w jego życiu.
Ściskał w dłoniach swój ukochany notes, w którym miał swoje własne utwory.
To  je  chciał zaprezentować przed komisją.
Uważał, że własne piosenki będą stanowiły duży plus.
Yoongi rozejrzał się dookoła, chcąc zobaczyć swoich rywali.
Chłopak siedzący obok również mu się przypatrywał.
Gdy wyłapał jego spojrzenie, tamten uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął dłoń:
-Jestem Hoseok-przedstawił się.
-Yoongi-chłopak odpowiedział lekko rozkojarzony.
-Hoseok!-jakiś chłopak do nich dołączył-O widzę, że udało ci się kogoś poznać-nieznajomy uśmiechnął się-Jestem Seokjin.
-Yoongi-przedstawił się po raz drugi.
-Mało osób jest tutaj chętnych do rozmowy-stwierdził Hoseok kręcąc głową ze zrezygnowaniem.
-Wszyscy widząc w tobie konkurencje-zaśmiał się Jin-A ty kim chcesz być w zespole?
-Raperem.
-To tak jak ja-stwierdził Hoseok- Jin idzie na wokalistę-wskazał skinieniem głowy na chłopaka.
-Które macie numery?-spytał Yoongi. 
Perspektywa siedzenia tu do wieczora w samotności raczej nie wydawała się zbyt miła, stwierdził więc, że warto spędzić czas z tymi dzieciakami.
-Ja 178, może za godzinę wejdę-westchnął Seokjin.
-317-Hoseok zrobił kwaśną minę.
-Pocieszę was, ja jestem ostatni.
-No to może się gdzieś przejdźmy?
-Dobry pomysł-stwierdzili jednomyślnie.
Wpierw udali się do pobliskiej kawiarni, potem powłóczyli się po jakiś sklepach.
I tak minęło około godziny.
Gdy wrócili do wytwórni, Yoongi zorientował się, że nie ma swojego notesu.
-Cholera, musiałem go gdzieś zostawić-powiedział przejęty.
Ten notes to jego skarb, a piosenki, które się w nim znajdują są efektem wielotygodniowej pracy.
Dopracowywał je specjalnie, by móc zaprezentować je komisji.
Nie chciał tego tak po prostu zaprzepaścić.
-Spokojnie, znajdziemy go-Hoseok poklepał go po ramieniu.
-Pomogę wam, jak tylko skończę- uśmiechnął się Jin, na którego przyszła kolej w 
przesłuchaniu-Zdzwonimy się.
-Powodzenia-zakrzyknęli obaj i z powrotem udali się do miejsc, w których byli wcześniej.
Przeszukali niemal każdy zakątek kawiarni i kilku sklepów.
Czas minął niemiłosiernie, Jin zdążył już wrócić z przesłuchania i również pomagał w poszukiwaniach.
-Musimy go znaleźć-stwierdził Hoseok-Tam są twoje utwory, komisja byłaby pod wrażeniem gdyby je przejrzała.
-To prawda-skinął Seokjin- Są bardzo wymagający.
Yoongi milczał. Był zbyt przejęty, by powiedzieć cokolwiek.
Minęły kolejne godziny, a po notesie ani śladu.
Yoongi uporczywie sprawdzał godzinę, w obawie, że ominie ich kolejka.
-Hoseok, powinieneś już iść, zaraz twoja kolej.
-Ale nie znaleźliśmy notesu-odpowiedział spokojnie.
-Poszukamy go we dwójkę, a ty idź.
-Dla mnie to nie jest tak ważne jak dla Yoongiego-uśmiechnął się-A ten notes na prawdę daje mu duże szanse. Chciałbym, żeby to właśnie on się dostał do zespołu.
-Nie bądź głupi, tylko jazda na przesłuchanie!-warknął Yoongi.
Nie widząc żadnej reakcji u przyjaciela, pociągnął go za rękę i popędzili w stronę wytwórni.
Jak się okazało było za późno.
Kolejka ominęła Hoseoka, a komisja nie wpuszczała inaczej jak po numerkach.
-No trudno-wzruszył ramionami z uśmiechem-Najważniejsze, żebyśmy znaleźli twój...
-Nie-zaprzeczył szybko Yoongi-Skoro ty nie poszedłeś na casting, to ja też nie pójdę.
-Nie wygłupiaj się. Nadajesz się...
-Ty też! To by było niesprawiedliwe.
-Ale to twoje marzenie, Yoongi-jęknął płaczliwie Hoseok.
-W takim razie pójdziemy oboje.
-A-ale jak...?
-Albo biorą nas w pakiecie, albo stracą dwóch najlepszych raperów w tym mieście.

Ostatecznie notes się nie znalazł. Ale to nic.
Hoseok i Yoongi starali się  odtworzyć piosenki, oraz napisać nowe  jeszcze lepsze.
Razem.


Już nie piszą wspólnie piosenek. Tylko Suga siedzi cały czas w studio i próbuje coś pozlepiać, a 
J-Hope? 
J-Hope się zmienił.  Radosnego, pełnego nadziei i empatii chłopaka zamienił zakompleksiony, wypłukany z pewności siebie, zupełnie obcy człowiek.
Największa nadzieja zespołu wygasła.
Hoseok pod wpływem fali krytyki, załamał się. Nikt się tego po nim nie spodziewał, a jednak.
Człowiek, który zawsze się uśmiecha jest najsmutniejszy, prawda?
Blizny na jego ciele nie pozwolą mu o tym zapomnieć.
A Yoongi zakochał się, nieszczęśliwie, w dziewczynie chcącej stabilizacji.
To nie mogło się udać, on jako artysta nie mógł jej tego dać.
Ale to nie jego wina, nie zasłużył by tak cierpieć. 
Przecież każdy ma prawo by kochać, tak samo jak każdy potrzebuje miłości.
Ale Jin już nie potrafi im jej dać.

                                         Pierwsze święta Bożego Narodzenia po debiucie, były ciężkim czasem dla BTS. Nie mogli oni wrócić do domu, gdyż już następnego dnia mieli nagrania do
świątecznego programu muzycznego.
Każdy z nich ciężko to przeżył. Chłopcy chcieli ten dzień spędzić z rodziną.
Mimo wszystko Jin postarał się, by w dormie panowała jak najmilsza atmosfera,
Urządził kolację, przed którą wspólnie ubierali choinkę.
-W końcu my też jesteśmy rodziną- uśmiechnął się J-Hope siadając do stołu.
-Masz rację- przytaknął mu najstarszy.
Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca przy wigilijnym stole, Jin wstał z opłatkiem w ręku:
-Chciałem powiedzieć, że jestem z was bardzo dumny. Ten rok był ciężki dla nas wszystkich, było dużo wzlotów i upadków, ale mimo to daliśmy radę...
-Razem- dodał Namjoon, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
-Właśnie, razem-Seokjin odwzajemnił gest-W te święta chciałbym wam życzyć, abyście się nie zmieniali i żebyśmy zawsze mogli na siebie liczyć. Jak rodzina.
-Jak rodzina-powtórzyła pozostała szóstka, by już po chwili ciasny pokój wypełnił się radosnymi krzykami, wiwatami i życzeniami.
Wszyscy podzielili się opłatkiem, a po skończonej kolacji rozeszli się do pokoi.
Następnego dnia musieli bardzo wcześnie wstać, w przeciwnym wypadku pewnie siedzieli by i rozmawiali do białego rana.
Gdy wszyscy, poszli już spać, Jung Kook zorientował się, że nie ma Jimina, z którym dzieli pokój.
Pośpiesznie zeskoczył z piętrowego łóżka, zarzucił na siebie bluzę i po chichu uchylił drzwi.
Wyślizgnął się na korytarz i gdy już miał zbiec po schodach, ktoś złapał go za rękę.
-Gdzie idziesz?-spytał Seokjin, mierząc go łagodnym wzrokiem.
-J-ja...no...idę poszukać Jimina.
-Jest na dworze. Chyba chciał zostać sam- Jin wskazał skinieniem głowy w stronę okna, zza  którego faktycznie można było dostrzec sylwetkę siedzącą na śniegu.
-Jest coś co chciałbyś mu powiedzieć?
Jung Kook spuścił głowę.
-Tak. Chciałem mu to powiedzieć właśnie dziś, ale...nie wiem czy jestem w stanie.
-Nie musisz się wstydzić- najstarszy położył dłoń na jego ramieniu-Możemy mówić sobie wszystko, a uczucia są normalną rzeczą. Możesz być pewien, że BTS będą cię wspierać niezależnie od sytuacji.
-A jeśli się nie uda?-spytał płaczliwie maknae.
-No to trudno. Nie będziesz żałował, że nie spróbowałeś.
Jung Kook kiwnął głową na znak, że rozumie.
Uściskał swojego hyunga i podziękował mu, po czym zbiegł po schodach.
-Jung Kook-zawołał za nim najstarszy-Tylko ubierz się cieplej.
Maknae porwał pierwszą lepszą kurtkę z korytarza, jak się okazało- kurtkę Taehyunga.
Wziął jeszcze jedną dla Jimina i wszedł na dwór.
Chłód otulił jego skórę z niemal każdej strony. Chłopak wzdrygnął się i szybko zarzucił jedno z okryć na ramiona. Najszybciej jak się dało podszedł do tancerza i kucnął obok niego.
-Hyung, przeziębisz się- jęknął cicho, przykrywając przyjaciela drugą kurtką.
Jimin siedział na śniegu zupełnie boso i w krótkich spodniach, jednak nie wyglądał jak by było mu zimno. Jego policzki były wręcz gorące. Od łez,
-Hyung, dlaczego płaczesz?-spytał nieśmiało Jung Kook, przysuwając się bliżej tancerza.
-Bo mi smutno. A zarazem jestem szczęśliwy. Sam nie wiem...
Chwila ciszy pomiędzy nimi, przerywana tylko silnymi podmuchami wiatru.
-Wiesz, zawsze oglądałem te wszystkie programy w święta-zaczął Jimin-Podziwiałem tych artystów i zachwycałem się świątecznymi piosenkami. Ale teraz, gdy to ja tam mam wystąpić to wydaje mi się takie dziwne. Wolałbym siedzieć z rodziną przed telewizorem, niż żeby oni mnie tam oglądali.
-Na pewno są z ciebie dumni, Hyung-maknae spojrzał na niego ufnie.
-Tak-uśmiechnął się tancerz- Na pewno.
-Będzie wiele innych okazji, by spędzić czas z rodziną, jestem pewien.
Jimin kiwnął głową i podążył wzrokiem za płatkiem śniegu, spadającym powoli na ziemię.
Tęsknił za rodziną, ale sam wybrał takie życie. Zresztą, nie żałuje.
Poznał tu swoich przyjaciół, drugą rodzinę.
I poznał Jung Kooka,  do którego jeszcze nie jest pewien co czuje.
Ale wie, że jest przy nim szczęśliwy.
-Chciałbym dać ci jakiś prezent- powiedział nagle maknae.
- W takim razie, spraw bym się uśmiechnął. 
-To będzie prezent dla nas obu- zauważył Jung Kook ze słodkim uśmiechem.
Jimin również się uśmiechnął i wzruszył ramionami-Możliwe.
Namysł Cookiego trwal tylko chwilę.
Zacisnął mocno pięści i pochylił się w stronę Jimina, by złożyć na jego policzku nieśmiały pocałunek.
Nie wiedział czy to w porządku. Nigdy nie zastanawiał się nad swoją orientacją, dopóki nie poznał Jimina. Rodzina Jung Kooka jest bardzo wierząca, a on sam również był wychowywany na katolika.
Nawet teraz, złoty łańcuszek z krzyżykiem zdobił jego szyję.
Jednak wszystkie wątpliwości zostały rozwiane za sprawą szczerego uśmiechu Jimina.
Jung Kook czuł jak jego serce zalewa fala ciepła i zapomniał już o wszystkim.
Teraz liczył się tylko Jimin, który objął go ramieniem i przytulił do siebie.

Jin przyglądał się wszystkiemu z okna, z malującym się uśmiechem na ustach.
Nie wiedział czy to nie przyniesie im problemów w przyszłości, ale dopóki są szczęśliwi, to wszystko jest w porządku.

Ale teraz żaden z nich nie jest szczęśliwy. Obydwoje ranią się nawzajem, wywołując u siebie łzy i cierpienie. Nawet nie wiadomo, kiedy to wszystko zaczęło się psuć.
A Jin był pewien, że są sobie przeznaczeni. Ich uśmiechy były zawsze takie szczere, a teraz?
Teraz Seokjin nie potrafi wywołać uśmiechu na niczyjej twarzy.


-Hyung!? Hyung!
Drzwi do pokoju Jina otworzyły się z impetem.
Chłopak zmrużył oczy za sprawą światła wpuszczonego do pomieszczenia. Odzwyczaił się.
-Jung Kook chce się zabić-wysapał Suga, patrząc na starszego  przerażonym wzrokiem.
Nie zastanawiając się ani chwili, Seokjin poderwał się na równe nogi.
Mimo, iż mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, popędził za Yoongim do samochodu.
Nawet nie założył butów, nie było na to czasu. Reszta czekała już w van'ie.
-Gdzie on jest?- wychrypiał najstarszy.
-Na moście-odpowiedział słabo RapMon, który siedział za kierownicą. 
Odpalił silnik i z piskiem opon wyjechał z parkingu.
Seokjin spojrzał na Jimina. Tancerz siedział skulony na tylnym siedzeniu, z twarzą schowaną w dłoniach. Powtarzał zdanie, że to jego wina niczym mantrę.
Jin pogładził uspokajająco jego ramię, jednak wiedział, że to nic nie da.
Jednocześnie, najstarszy z zespołu czuł jak z sekundy na sekundę traci siły.
W pewnym momencie nie był nawet w stanie podnieść dłoni. Ale to nie było ważne w tym momencie.
Duże krople deszczu uderzały o szyby samochodu, z głuchym hukiem, a opony pojazdu co chwila wjeżdżały w jakąś kałużę. Pogoda idealnie odzwierciedlała ich uczucia.
Już kilka minut później byli na miejscu- most na obrzeżach miasta.
Nie było tu żywej duszy oprócz nich. I dobrze, nie chcą żadnego skandalu.
Wszyscy wyskoczyli z samochodu i rozdzielili się by poszukać Jung Kooka.
Wszyscy, prócz Jina, który nie miał siły chodzić. Oparł się o maskę samochodu, przymrużając zamglone oczy.
-Tu jest!- krzyknął J-Hope. Pozostali w mgnieniu oka się przy nim pojawili .
Jung Kook stał na barierce, przytrzymując się jedynie wielkiego, metalowego słupa.
Zachłysnął się własnymi łzami, które rozmazywały mu obraz wody rozciągającej się przed nim.
Na prawdę chciał skoczyć, tylko wolał by oni tego nie wdzieli. Jednak skoro już tu są...
-Jung Kook nie wygłupiaj się- zawołał Namjoon robiąc krok do przodu- Chodź, wrócimy do dormu, zjemy coś...tak jak dawniej.
-Nic już nie będzie tak jak dawniej.
-Przecież ty nie chcesz się zabić!- krzyknął V, z oczami pełnymi łez- Nie chcesz!
Nie chciał, ale musiał. Nie potrafił już sobie z tym wszystkim  poradzić. Nie miał siły.
-Jung Kook proszę, zejdź stąd-błagał Hoseok- Nie rób nam tego...
-To nie ty powinieneś umrzeć- powiedział cicho Jimin- Nie ty, tylko kurwa ja!- jego głos rozszedł się echem dookoła.
Maknae odkręcił nieznacznie głowę w ich stronę.
-Powinienem zginąć, za to że cię tak raniłem- Jimin opadł bezwładnie na kolana- Że ci pozwoliłem. A wiesz dlaczego?
Wbrew pozorom tancerz chciał usłyszeć odpowiedź. Jedno słowo, które dla niego było tak ciężkie do wypowiedzenie. Oczywiście tak się nie stało.
-Bo cię kocham. Nie, to za małe słowo. Mam obsesję na twoim punkcie, rozumiesz?!
-Jimin- Jung Kook wyszeptał jego imię. Drżące dłonie złapały się słupa jeszcze mocniej.
-Więc proszę cię, zejdź z tej cholernej barierki i daj mi drugą szansę. Nie chcę cię już ranić. Ani ciebie, ani siebie, ani nikogo- mówił, a jego głos się załamał.
Klęczał, z opuszczoną głową, a łzy spłynęły po i tak już mokrej skórze.
Namjoon podszedł do maknae i pomógł mu  bezpiecznie zejść.
Płakali, wszyscy.
Czy musiało dojść do tego, żeby uświadomili sobie, że są dla siebie najważniejsi? Że są swoją rodziną?
Jung Kook upadł na kolana przed Jiminem i rzucił mu się na szyję.
Wpadł w histerię i płakał jak małe dziecko.
-Przepraszam, to też moja wina- wyszeptał przez łzy.
Pozostali dołączyli do nich. Wszyscy utonęli w uścisku, a w powietrzu wręcz było czuć na nowo odkrytą miłość i zaufanie. Zupełnie tak jak dawniej.
-Jin Hyung- Taehyung zawołał najstarszego, który wciąż był przy samochodzie- Chodź do nas.
Seokjin wykrzywił wargi w coś na kształt uśmiechu, nie płakał chociaż bardzo chciał. Po prostu nie mógł.
Był szczęśliwy. Pomyślał, że w tej chwili mógłby umrzeć, bo wszystko jest na swoim miejscu.
Ociężale odepchnął biodra i zrobił kilka małych kroków.
Powłóczył nogami przez kilka sekund, po czym upadł.
Przed oczami widział tylko ciemność, a jego imię wykrzykiwane przez przerażonych przyjaciół cichło z każdą sekundą.

***
Ociężałe powieki   Seokjina uniosły się powoli. Zmrużył oczy, pomimo że światło w pomieszczeniu było bardzo nikłe. Zegarek wiszący naprzeciw łóżka wskazywał godzinę 2 w nocy.
Dopiero po chwili zrozumiał, że jest w szpitalu.
-Wreszcie się obudziłeś- usłyszał znajomy głos. Nie należał on jednak do żadnego z członków zespołu.
-Hobeom Hyung?- Jin odkręcił powoli głowę w stronę mężczyzny-ich menadżera.
-Zawołać lekarza?-spytał ściszonym głosem.
Seokjin pokręcił przecząco głową-Długo spałem?
-Dwa tygodnie-Hobeom uśmiechnął się łagodnie.
Chłopak przymknął powieki i rozmasował dłonią czoło.
Przed oczami nadal miał obrazy z  tamtej nocy. Będzie je miał do końca życia.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym, co dzieje się w zespole? Pomógłbym wam.
Jin tylko pokręcił głową na znak bezradności. Nie chciał do tego wracać, ale wiedział, że musi.
Przecież fakt, że chłopcy będą zachowywać się jak dawniej jest nierealny.
Nie po tym co przeszli.
A on już miał nadzieję, że to się uda. Tamtej nocy na prawdę w to wierzył.
-Obiecali, że się zmienią-powiedział nagle menadżer- Dla ciebie.
-Gdzie oni są?
-Tutaj-wskazał skinieniem na drugi koniec sali.
Yoongi spał na siedząco, oparty o  białą ścianę, a na jego obu ramionach głowy złożyli RapMon i Hoseok. Tuż obok leżał Jimin, a w niego wtulony Taehyung.
Jung Kook zaś siedział na krześle obok łóżka Seokjina, a głowę położył na kołdrze.
Wszyscy wyglądali tak spokojnie i szczęśliwie. Jinowi zachciało się płakać.
-Taehyung zapisał się na terapię, a Hoseok do psychologa. Oboje zaczęli spotkania w tym tygodniu.
Jimin i Jung Kook zaczęli od nowa, jakby wcześniej się nie znali, a Namjoon i Yoongi, cierpliwe czekają na miłość-Hobeom uśmiechnął się łagodnie- Obiecali też, że to oni się będą teraz tobą zajmować. Jest im bardzo wstyd, że tak zaniedbali relacje z tobą.
-Nie, to moja wina...
-To nie prawda. Seokjin. Nie myśl teraz o tym, musisz odpoczywać-mężczyzna nagle zaśmiał się cicho, co zdziwiło Jina-Jestem pod wrażeniem jak udało wam się to wszystko zachować w tajemnicy.
Przecież jak my media się o tym dowiedziały, to bylibyście skończeni.
-Cóż-chłopak również zaśmiał się słabo- W końcu jesteśmy kuloodporni, prawda?



niedziela, 19 kwietnia 2015

"Seven" Ogłoszenie

Hej hej :)
No więc ja w sprawie "Seven"....taa...
Jak wiecie, albo i nie został mi jeden rozdział do napisania.
No i ten jeden rozdział męczy mnie od kilku tygodni :v
Obiecuję, że go napiszę, ale nie wiem kiedy.
Będzie to rozdział wyjaśniający kilka spraw i po prostu nie chcę tego zrobić "na odwal", więc pisze wam tę informację i proszę o cierpliwość (za którą i tak was bardzo podziwiam i dziękuję).
Mogę też powiedzieć, że pracuję nad czymś nowym... no i więcej nie zdradzę.
Obiecuję, że włożę wiele wysiłku w ostatnią część "Seven" i proszę nie opuszczajcie mnie <3
Dziękuję i przepraszam

wtorek, 7 kwietnia 2015

"Seven" Rozdział 6

-Hyung~
Wzdrygnął się.
Ten słodki, a zarazem pociągający głosik rozbrzmiewał w jego głowie niczym echo. 
Przeciągnął się na łóżku, to wszystko. Nie chciał niczego po sobie zdradzać.
Usłyszał jak  maknae schodzi z łóżka i podchodzi do niego.
Jung Kook usadowił się na łóżku tancerza i pochylił nad jego głową .
Było ciemno, więc młodszy nie widział jak Jimin nerwowo przygryza wargę.
Dobrze wiedział czego Cookie chce- odrobiny czułości, dotyku i namiętności, a tancerz byłby kłamcą, gdyby powiedział, że on też tego nie pragnie.
Przecież potrzeba bliskości ukochanej osoby jest normalna, prawda? Nie powinna być niczym złym czy niezrozumiałym. Ale nie w ich  sytuacji.
-Czego chcesz?-Jimin starał się być jak najbardziej oschły. 
-Stęskniłem się za tobą...- widok Jung Kooka przygryzającego wargę wywołał u niego dreszcze.
Skarcił się w myślach. Nie, nie może ulec pokusie... bardzo uroczej zresztą.
Starszy westchnął-Wracaj do łóżka i daj mi spać- był wręcz bezduszny. Może jego postawa zniechęci Jung Kooka? Może ten w końcu się do niego zrazi?
-Przepraszam, tatusiu-wyszeptał mu prostu do ucha.
Jimin wiedział, że jest już na straconej pozycji.
Młodszy chciał tylko, by okazać mu uczucia, a kim jest Jimin, żeby mu odmawiać?
 Przecież nie chce go ranić....nie chce, prawda?
-Zamknij się Jung Kook-powiedział cokolwiek, ale wiedział, że i tak to już nic nie da.
-To mnie ucisz, tatusiu...

Już dawno przyłapał się na tym, że traktuje Jung Kooka inaczej niż tylko przyjaciela.
Widział w nim kogoś tak pociągającego, a zarazem niewinnego.
Wydawał mu się być chłopakiem o wielu twarzach, jednak przede wszystkim kimś, kto go doceniał.
Maknae zawsze go chwalił, nie z grzeczności, po prostu widział w nim autorytet.
Uzupełniali się, co dało Jiminowi jeszcze więcej powodów, by się zadurzyć w Jung Kooku.
A fakt, że młodszy widocznie też bardzo go lubił nie pomagało mu w podążaniu za rozsądkiem.
Pewnej nocy tancerz w końcu go pocałował.
Później znowu i znowu.
Namiętne pocałunki i miłosne uściski stały się dla nich rutyną.
Jednak Jimin widział, że nie było to dobre dla maknae.
Odpuszczał sobie treningi, był nad pobudliwy i nie kontrolował się przy innych.
Zaczął ujawniać swoje uczucia do Jimina przy reszcie zespołu, zdarzało mu się to również w miejscach publicznych.
Tancerz zdawał sobie sprawę, że wyjawienie ich potajemnego związku jak i samej orientacji seksualnej zapewne byłoby końcem ich kariery.
Zresztą, nawet rodzice Jung Kooka nie za akceptowali by swojego syna, gdyż są mocno wierzący.
Z ich relacji na dłuższą metę nie wyniknęłoby nic dobrego, więc Jimin po prostu zaczął odsuwać od siebie maknae.
Nie powiedział mu prawdy, młodszy upierałby się mimo to, dlatego postanowił, że zrobi wszystko by jego ukochany go znienawidził.
Z marnym skutkiem jak widać.
***
Stał przed białymi drzwiami już kilka minut.
Cały czas wahał się czy zapukać.
Czy ma odwagę na rozmowę? Na wyrzucenie z siebie swoich problemów i licznych błędów.
Westchnął głęboko.
W końcu będzie się musiał z tym zmierzyć. A cała sytuacja zaszła już za daleko.
Pewnie zapukał w drewnianą powierzchnie , by po chwili zrobić krok do tyłu.
Bał się?
Nie, było mu wstyd.
Jimin nie usłyszał głosu zapraszającego go do środka, mimo to nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia.
Zewsząd otaczała go paradoksalna ciemność.
Jedynie zza zasłoniętych czarną kotarą okien wymykały się smukłe smugi światła, które dawały tyle co nic.
Ku zdziwieniu tancerza w pokoju panował chłód. Przez jego ciało niemal od razu przeszły dreszcze, a dłonie mimowolnie zadrżały. Nie przeją się tym, chciał zająć się sprawą, dla której tu przyszedł.
-Jin Hyung-zaczął stanowczo.
Nic poza niespokojnym oddechem starszego nie dobiegło do jego uszu.
Wpatrywał się w punkt ponad ramą łóżka, którym była twarz artysty...tak mu się przynajmniej zdawało.
-Chcę pogadać...
-Wiem-przerwał mu starszy-Chodź tu.
Jimin posłusznie zajął miejsce na materacu, mrużąc oczy w celu przyjrzeniu się chłopakowi.
Z tego co mógł dostrzec, najstarszy nie wyglądał dobrze.
Nie wyglądał nawet źle.
Był w okropnym stanie.
Podkrążone oczy, sińce na twarzy, których źródła nie znał i błędny wzrok, którym lustrował jego twarz.
-Chodzi o Jung Kooka?-spytał Jin zachrypniętym głosem.
Nawet jego-niegdyś krystaliczny głos- uległ zmianie. On cały był już kimś zupełnie innym.
-Tak-westchnął Jimin-Ja...
-Wiem co się dzieje-ponownie wszedł mu w zdanie-I nie wymagam, żebyś to z siebie wyrzucał-na twarzy Jina pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
-Hyung, nie potrafię inaczej. Chcę go chronić, ale...
-Nie ochronisz go, jeśli będziesz ciągle sprawiał, że cierpi.
Prawda boli.
Jimin przekonał się tego na własnej skórze, właśnie w tym momencie, gdy jego serce rozdarło się na milion kawałeczków.
Jin ma rację, nie uszczęśliwi Jung Kooka, wywołując na jego twarz łzy.
-Ty wiesz, że to jest toksyczne. Dla was obu-sprostował-Ale dopóki będziesz go odpychał, on będzie do ciebie lgnął jeszcze bardziej. Im bardziej niedostępny dla niego jesteś, tym bardziej wartościowy stajesz się w oczach Jung Kooka.
-To co mam niby zrobić?!-wrzasnął, nie mogąc uspokoić emocji-Chcę żeby ten pieprzony gówniarz był szczęśliwy, a ze mną na pewno nie będzie!
-Dla niego definicją szczęścia jesteś ty, Jimin-Jin spojrzał na tancerza bystrym wzrokiem.
Dobrze wiedział co mówi, jednak zdawał sobie sprawę, że nie pomoże to zbyt Jiminowi.
Nic mu nie pomoże, sam musi wszystko naprawić.
-Nie potrafię ci pomóc, przepraszam.
Tancerz zacisnął pięści.
-No pewnie-warknął i wstał z łóżka.
Gdy był już przy drzwiach, głos najstarszego zatrzymał go w pół kroku:
-Jimin, nie pozwól robić kogoś kim nie jesteś.
Brunet odwrócił nieznacznie głowę, próbując zrozumieć słowa swojego Hyunga.
-Przecież nie jesteś potworem.
Nie, nie jest.
Ale musi się nim stać, by Jung Kook pozostał niewinny.
***
Miał ochotę coś rozwalić.
Chodził w kółko po pokoju mówiąc pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa.
Chciał zakończyć tą męczarnię raz na zawsze.
Przecież ten dzieciak zmarnuje sobie życie, jeśli będzie tak za nim biegał cały czas.
-Jung Kook zasługuje na kogoś lepszego-wypowiedział to zdanie po raz kolejny.
Czuł, że łzy zbierają się pod jego powiekami.Nie mógł pozwolić sobie na płacz.
Zamiast tego uderzył z całej siły w białą ścianę, pozostawiając na niej czerwony ślad.
Krew niemal od razu zaczęła sączyć się po jego mlecznej skórze, mimo to on uderzył jeszcze raz.
Ból rozszedł się po ciele Jimina, a on sam opadł na kolana.
Łzy wtargnęły na jego policzki.
Ale nie płakał z bólu, tylko z bezradności.
Cały czas robił co innego niż myślał. Ale robił to dla niego.
Bo go kocha.
-Przepraszam-wydał z siebie głuchy jęk, którego nikt nie usłyszał.
***
-Posłuchaj mnie uważnie-brunet szarpnął go za ramię-To,że spędzamy ze sobą noce, to nie jest nic znaczącego. Nie dla mnie. Wkurwia mnie, jak kleisz się do mnie przy innych, jak robisz te słodkie minki, czy jak ciągle mi przytakujesz, jak jakaś jebana ciota.Wkurwiasz mnie ty, cała twoja osoba i wszystko co robisz. Te twoje marne scenki nie robią na mnie wrażenia, nie próbuj brać mnie na litość-mówił, a w jego żołądek zaciskał się.
Słowa ledwo przechodziły mu przez gardło, ale stwierdził, że to jedyna szansa na uratowanie Jung Kooka.
Mimo, że będzie później żałował. Że to on ucierpi bardziej.
-To nic Hyung-uśmiechnął się smutno młodszy-J-ja...ja się zmienię. Sprawię, że mnie polubisz-desperacko złapał jego koszulkę i zacisnął na niej palce.Jimin chciał go przytulić i przeprosić za wszystko.
Teraz, gdy uświadomił sobie wszystkie błędy i była szansa na odpokutowanie ich.
Ale on był skazany na świadome popełnienie największego błędu w życiu.
-Nie zrozumiałeś mnie. Jung Kook, jesteś żałosny. Jesteś dla mnie nikim.
Te okrutne słowa zabolały jego samego. Wierzył, że to już koniec.
-Jestem bezwartościową szmatą-słowa wręcz  sączyły się z ust Jung Kooka-Nigdy mnie nie kochałeś!
Nie był w stanie pohamować tego odruchu.To było zbyt impulsywne.
Dopiero po wszystkim zorientował się co zrobił.
Maknae zasłonił dłonią pulsujący z bólu policzek i spojrzał na Jimina przerażony.
To pierwszy raz kiedy go uderzył.
Nie był pewien, czy to się stało na prawdę, jednak zdezorientowany wzrok maknae upewnił go, że niestety tak.
Uderzył go, bo powiedział, że nigdy go nie kochał. Jak mógł tak pomyśleć? 
Ale, tak właśnie miał pomyśleć.
To zbyt skomplikowane, bolesne.
-Odpuść sobie-przepraszam- To koniec-ale kocham cię za mocno.
Maknae ostatni raz spojrzał na Jimina, po czym wybiegł z dormu.

niedziela, 29 marca 2015

"Seven" Rozdział 5

-Żaden nie pofatyguje dupy, żeby wyłączyć to cholerstwo?!
Namjoon  podrapał się leniwie po głowie i ze zrezygnowaniem opadł na kanapę w salonie.
Wstawanie o poranku w wolny weekend raczej nie należało do jego ulubionych rzeczy, tym bardziej jeżeli było to wstawanie z powodu niedojebanego szatyna imieniem Taehyung, który zapomniał wyłączyć budzik.
-Jest sobota-dodał bawiąc się skrawkiem swojej koszulki do spania-Kto miał wyłączyć budzik?
Powiedział to z nadzieją, że pozostali usłyszą i zrobią coś z tym rozkojarzonym cwelem.
Sam jakoś nie miał  ochoty się z nim rozprawiać.
Jak na zawołanie zza drzwi jednego z pokoi wyłonił się Jimin.
Miał roztrzepane włosy i zarumienione policzki.
-Taehyung, wiedz, że idę ci wpierdolić~
Gdy tancerz znalazł się przy drzwiach pokoju V, Rap Monster dostrzegł na plecach bruneta zaczerwienione ślady prześwitujące przez białą koszulkę.
Ślady paznokci.
Najbardziej chciałby się tym nie przejmować. 
Udawać, że nie widzi, że go to nie interesuje. Przecież tak by było najłatwiej, prawda?
Ale widział.
Widział i wiedział, czym to wszystko się może skończyć.
A nie chciał tego.
Był liderem, powinien pilnować porządku w zespole, ale z tymi dzieciakami po prostu nie umiał sobie poradzić.
Mimo ogromnej chęci wydobycia z siebie krzyku, Namjoon tylko sapną rozdrażniony.
Gdy Jimin wyłonił się z pokoju Taehyunga. walnął się na kanapę obok RapMonstera i zarzucił mu nogi na kolana-Zajebie go kiedyś, przyrzekam-mruknął raczej sam do siebie.
Blondyn tylko kiwnął niemrawo głową, odwracając wzrok.
-Chyba macie gorąco w pokoju?-spytał zgryźliwie, brodą wskazując na zaczerwienione policzki tancerza.
Jimin zmierzył go zimnym wzrokiem-Bardzo-odpowiedział po chwili wpatrywania się w niego z wrogością.
Mimo chwilowej niechęci do siebie, żaden nie odpuścił.
Obydwoje uparcie siedzieli w milczeniu, czekając na jakiś atak.
Ciszę przerwało westchnięcie Namjoona-Jest aż tak źle, jak to wygląda?
Mimo mało sprecyzowanego pytania, Jimin doskonale wiedział o co mu chodzi.
Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok-Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć.
-A ja nie mam zamiaru cię ignorować-powiedział patrząc na niego z nutką litości-Ale ogarnij się. Dla własnego dobra, Jimin.
Brunet jak gdyby nie słysząc słów starszego sięgnął po pady od konsoli, po czym podał jeden Namjoonowi.
-Grasz?
Blondyn zmierzył go czujnym wzrokiem, jak gdyby doszukiwał się ukrytego przesłania czy podstępu.
Brunet zamachał padem ze zniecierpliwieniem-Po prostu zagrajmy. Tak jak kiedyś.

Gdy właśnie rozgrywali ostateczną walkę, telefon Namjoona zaczął dzwonić.

Blondyn po krótkiej chwili niechętnie zatrzymał grę i ku niezadowoleniu Jimina odebrał:
-Tak?
-Musimy się dziś spotkać-w słuchawce rozbrzmiał chrapliwy, dziewczęcy głos.
Na twarzy rapera przemkną niekontrolowany uśmiech-Może byś się chociaż przywitała?
-Masz czas o 12?
-Niegreczna...-mruknął-Mam, a co?
-Spotkajmy się w parku, tam gdzie zawsze.
-Hyerin, coś się stało?-spytał widocznie zaniepokojony.
Faktycznie, jego dziewczyna może i jest bezpośrednia i nie lubi nadużywania zdrobnień i tym podobnych, ale zazwyczaj nie jest taka oschła.
-Musimy pogadać.
Te słowa niczym piorun uderzyły Namjoona.
Wiedział, że po tym zdaniu  rzadko kiedy następuje coś przyjemnego, wręcz przeciwnie-zazwyczaj jest to początek końca.
Przełknął nerwowo ślinę i pożegnał się, by już po chwili zakończyć połączenie i rzucić telefon na podłogę.
Jimin spojrzał na niego pytająco-Hyerin?
-Tak-mrukną, wsuwając palce we włosy-"Musimy pogadać"-zacytował i przerzucił wzrok na młodszego.
Na twarzy drugiego pojawił się grymas i jednocześnie wyraz współczucia.
-Może to nic poważnego...-powiedział brunet, chociaż sam nie wierzył w te słowa.
-Może-RapMonster wstał i udał się do swojego pokoju.
Obydwoje dobrze wiedzieli, że to na pewno coś poważnego.
*** Namjoon nie miał ochoty czekać na taksówkę, postanowił więc, że pójdzie na piechotę.
Może to dość daleko, jednak i tak będzie tam szybciej aniżeli miałby stać w korkach, które o tej porze są na prawdę spore.
Wsunął ręce do kieszeni, słuchawki do uszu i ruszył przed siebie.
Pogoda była słoneczna, więc zakładając ciemne okulary, raper wcale nie wyróżniał się z tłumu, za co w duchu, szczerze dziękował.
Telefon jego dziewczyny zupełnie popsuł mu humor, a w jego głowie tworzyły się już najgorsze scenariusze.
Jednak obiecał sobie, że będzie zachowywał się jak zwykle, jakby niczego nie podejrzewał.

Podróż minęła mu szybciej niż przypuszczał. Za szybko...

RapMonster czuł jak jego żołądek zawija się wokół własnej osi, gdy przekraczał bramę parku, nieopodal centrum miasta.
To tu właśnie zaprosił Hyernin na pierwszą radnkę i to tu spytał ją o chodzenie.
To ważne miejsce, pełne wspomnień i sentymentów.
Było dla niego ważne, chociaż nigdy nie podejrzewał, że będzie przywiązywał wagę do takich rzeczy jak "miejsce". Był osobą, dla której liczyło się tu i teraz, jednak ten cholerny park był istotny w jego życiu.

Gwałtownie wciągnął powietrze do nozdrzy, gdy na jednej z ławek zobaczył siedzącą tyłem, brązowowłosą dziewczynę, ubraną w czarną, obcisłą koszulę.

Mimowolnie uśmiechnął się na jej widok.
Była jedyną osobą, która potrafiła wywołać na jego twarzy uśmiech.
Bez słów, bez czynów, bez niczego.
Po prostu Namjoon patrząc na nią czuł się szczęśliwy.
Dziewczyna nagle odwróciła głowę w jego stronę, a on mógł podziwiać jej urodę, podkreśloną ciemnym makijażem.
Czerwone usta rozchyliły się lekko, a szatynka wstała i spuściła wzrok.
Zanim zdążyła coś zrobić, Namjoon złapał ją w swoje ramiona i przyciągnął mocno do siebie.
Jak gdyby miałby to być ostatni raz.
-Dawno się nie widzieliśmy-szepnął, skrywając twarz w jej włosach-Znowu schudłaś-mruknął obrzucając ją oskarżycielskim spojrzeniem-Chcesz, żeby został z ciebie jakiś jebany patyk?
Herin wzruszyła tylko niemrawo ramionami, jak gdyby niebyła zainteresowana słowami chłopaka.
-Masz o siebie dbać, rozumiesz?-warknął, by już po chwili na jego twarz wkradł się grymas, podobny do uśmiechu- Coś się stało?- spytał w końcu, chociaż było to trudniejsze niż myślał.
Szatynka wysunęła się z jego uścisku i obdarowała spojrzeniem. Pustym spojrzeniem.
-Kochasz mnie?
Chłopak zamrugał kilkakrotnie, po czym powoli skinął głową.
-"Bez względu na wszystko"-zacytowała słowa, które powtarzał jej bardzo często.
-Oczywiście-mruknął, zbity z tropu.
Dziewczyna kiwnęła głową, a na jej usta wkradł się lekko szyderczy uśmiech, którego powodu Namjoon nie potrafił określić.
Ponownie ją przytulił, a złe emocje powoli zaczęły opuszczać jego ciało.
Odzyskał wiarę w to, że "musimy porozmawiać" jednak nie musi oznaczać końca.
-Zdradziłam cię Namjoon.
Odsunął się i zmarszczył brwi, z nadzieją, że się przesłyszał.
-Zdradziłam cię-powtórzyła widząc jego niepewność.
Blondyn zrobił krok w tył kręcą przy tym głową-Hyerin, co ty mówisz...?
-Zasługujesz na to żeby wiedzieć-powiedziała wsuwając ręce do kieszeni-Nie chciałam cię okłamywać.
Wypatrywał na jej twarzy jakiej kolwiek oznaki, że to żart. Głupi kawał, czy "sprawdzian", ale ona była poważna.
Wypatrywał żalu, smutku, pokory, ale na jej twarzy gościł tylko szyderczy uśmiech, przez który, serce Namjoona pękło na pół.
-Ale kochasz mnie mimo to, prawda?-było to raczej stwierdzenie, nie pytanie-Nie chciałam, Namjoon.
Hyerin podeszła do blondyna i złapała jego dłoń.
Nie bała się go, nie było jej wstyd.
Kochała go, owszem, ale z czasem jego uzależnienie od niej stało się żałosne.
Jej zdrada była prawdziwa, bo czemu miała sobie tego odmówić, skoro i tak nie poniesie za to odpowiedzialności.
Tak, w tym momencie się nim bawiła.
Tak po prostu.
Odważnie wpatrywała się w jego oczy.
Nie odnalazła w nim jednak złości czy bólu, na które podświadomie liczyła.
-Hyerin...-wycedził z największym spokojem na jaki go było stać-Jesteś zwykłą szmatą.
Brunetka zamrugała szybko powiekami i zmarszczyła brwi-Słucham?
-A znasz inne określenie na dziewczynę, która puszcza się, żeby coś komuś udowodnić?
Mówił spokojnie, tak samo wyglądał, co dla Hyerin wydawało się dziwne.
Zawsze był wybuchowy, impulsywny, a teraz?Jego spokój był przerażający.
-Namjoon-mówiła z lekką irytacją-Kochasz mnie. N-nie możesz...
-Nie mogę co?-przekręcił głowę i zrobił krok do przodu-Nie mogę z tobą zerwać? Nie mogę cię wyzwać od dziwek?
-Nie, nie możesz-syknęła wystawiając palec na wysokość jego oczu-Bo jesteś ode mnie uzależniony i nie przeżyłbyś tego. Będzie jak zawsze-zaśmiała się szyderczo-Rozstaniemy się, napiszesz kilka łzawych piosenek, a koniec końców i tak przylecisz i będzie błagał, żebym do ciebie wróciła...
-Jesteś żałosna-przerwał jej-Darujmy sobie "zostawanie przyjaciółmi" i lepiej zrób tak, żebyśmy się więcej nie spotkali.
Po tych słowach odkręcił się na pięcie i z rękami wsuniętymi do kieszeni, RapMonster ruszył w stronę wyjścia.
-Namjoon, wiedz, że jeśli teraz odejdziesz, to będzie koniec!-wrzasnęła Hyerin, a on przystał na chwilę, tylko po to by zaśmiać się bezgłośnie.
Ruszył dalej chociaż nogi odmawiały mu posłuszeństwa.
Chciał sobie wmówić, że to nic takiego, że takie rzeczy się zdarzają.
Ale już za długo siedział w tym bagnie i był tylko jej zabawką.
Tylko jaki był jej cel? Przecież to nie miało sensu.
Żadne z nich na tym  nie skorzystało.
-Namjoon, czekaj- złapała jego rękę, jednak on bez problemu odepchnął dziewczynę.
Trwało to może ułamek sekundy, gdy ręka rapera zawisła nieruchomo w powietrzu gotowa uderzyć.
Ale nie, nie wybaczył by sobie tego.
Hyerin nawet nie mrugnęła. Zacisnęła wargi i pięści-No dalej, uderz mnie. Dalej, pokaż jaki z ciebie mężczyzna!-wrzasnęła, desperacko ciągnąc jego ramię.
-Nie jesteś tego warta-szepnął, i ruszył w swoją stronę,
***
-Hyung ja na prawdę tak nie chcę...
Roztrzęsiony Taehyung nadal miał twarz skrytą w jego ramionach.
Jeszcze nigdy tak mocno nie płakał, chociaż owego czasu na prawdę często mu się to zdarzało.
Jak jeszcze byli trainee...
V zawsze wszystko bardzo przeżywał, a on jako przyszły lider musiał coś wymyślić, żeby podnieść go na duchu.
Teraz, gdy tak obaj stali na środku pokoju, maska złego, wiecznie naćpanego Taehyunga spadła, a RapMonster znowu widział w nim bezbronnego, naiwnego chłopca, który mimo wszelkich starań jednak zwiódł.
-Przepraszam-szatyn otarł niezdarnie łzy-Jestem egoistą....
-Jesteś-przyznał raper z nikłym uśmiechem na ustach.
-Nie spytałem dlaczego jesteś zły.
RapMonster zmarszczył brwi. Nie o to mu chodziło.
-To nic takiego. Rozstałem się z Hyerin, tyle.
V spojrzał na niego niepewnie.
Wiedział, że  męska strona lidera nie pozwoli mu na zagłębiane się w tą sprawę.
Nic dziwnego,że RapMon nie miał ochoty o tym rozmawiać.
Jest liderem, jego problemy nie powinny być problemami innych i tego się zawsze trzymał.
I tak już zawiódł samego siebie, gdy w czasie drogi powrotnej z parku, zaciągnął się do jakiejś
opuszczonej uliczki i zaczął płakać.
Chociaż tego nawet nie można było nazwać płaczem, a raczej zduszonym jękiem, któremu towarzyszyły pojedyncze łzy.
Ale zawiódł swoje ego i dumę.
Zawiódł samego siebie, a skoro tak się stało, to nie uchroni się przed zawiedzeniem innych.


niedziela, 8 marca 2015

TaeKai

Paring:TaeKai
Rodzaj:Fluff, Darkfi(?)
Długość:Długie

Od razu chcę was przeprosić, że to co wstawiam nie jest kolejnym rozdziałem "Seven".
Mogę usprawiedliwić się...eh.....KONCERTEM BLOCZKÓW! (mogę, prawda? :D)
Po prostu nie zdążyłam napisać kolejnego rozdziału,  nawet o tym nie myślałam :/
Za to wstawiam oto tego one shota, które napisałam już jakiś czas temu.
Soł, miłego czytania :3 Czekam na Wasze opinie .



Ciężkie, metalowe drzwi otworzyły się z nieprzyjemnym skrzypieniem, a w nich pojawił się siwiejący, dobrze zbudowany, na oko 40-sto letni mężczyzna.

Jego umięśnioną sylwetkę okrywała zwykła biała bluzka i szara, rozpięta marynarka.
Zgniecenia na koszulce i ledwo widoczne plamy po kawie na jego spodniach świadczyły, że pracuje już od wielu godzin, a zmęczona twarz i przeszklone oczy zdradzały, że była to bardzo ciężka praca.
Mężczyzna mruknął coś po chichu do jednego z policjantów, a ten kiwnąwszy głową wyszedł z pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
W tym szarym,małym pokoju zostałem tylko ja i owy mężczyzna, który patrząc na mnie przelotnie, zajął miejsce po drugiej stronie blatu.
Zerknął na moje dłonie przykute kajdanami do stołu, po czym parsknął.
-Nie zamierzasz uciec, prawda?
Zamrugałem kilkakrotnie powiekami słysząc jego pytanie.
Zanim zdążyłem ogarnąć, że był to zwykły sarkazm, mężczyzna rozpiął kajdany.
Przetarłem obolałe nadgarstki, modląc się w duchu, żeby to wszystko okazało się tylko złym snem.
-Kim Jihoon, detektyw do spraw specjalnych-przedstawił się, ukazując swoje dokumenty tak szybko, że nie zdążyłem nawet się przyjrzeć.
Mężczyzna włączył dyktafon, po czym splótł dłonie na blacie stołu-Jak się nazywasz?
-Kim Jongin-odpowiedziałem szybko.
-Ile masz lat?
-Niedawno skończyłem 18...
Kim wziął głęboki wdech  i zerknął na zegarek. Zapewne zmartwiło go, ile jeszcze pracy na niego czeka czeka, gdyż na jego twarzy pojawił się grymas-Znałeś Lee Taemina?
Zadrżałem.
Sam dźwięk jego imienia, przyprawiał mnie o dreszcze.
-Tak-odpowiedziałem lakonicznie.
-Jak się poznaliście?
-Byliśmy trainee w tej samej wytwórni.
Detektyw słysząc drżenie mojego głosu posłał mi litościwe spojrzenie. Jego twarz może i była surowa, jednak wydawał się być w porządku.
-Jakie były wasze wcześniejsze  relacje?
Przez chwilę milczałem w zamyśleniu i dopiero ciche odchrząknięcie Jihona przywróciło mnie do rzeczywistości-Właściwie to żadne. Znaliśmy się tylko z widzenia...
Detektyw zmarszczył brwi-W takim razie jak doszło do waszego wspólnego wyjazdu?


Tłum,który jeszcze przed chwilą znajdywał się w sali konferencyjnej wytwórni SM dosłownie
wylał się zza szklanych drzwi na korytarz.
Zebranie, które ogłosił sam dyrektor dłużyło się niemiłosiernie, jednak dzięki informacji o wolnym 
weekendzie, którą szef przedstawił na sam koniec, wszyscy już dawno zapomnieli o
zdrętwiałych nogach i obolałych pośladkach.
Teraz zarówno obecne gwiazdy, jak i trainee prowadzili emocjonujące rozmowy
na temat planów na weekend.
Rzadko kiedy zdarza się taka okazja, by odpocząć od treningów i nagrań, które wbrew
pozorom są na prawdę wyczerpujące.
-To co będziecie robić?-spytał Chanyeol splatając ręce za szyją.
-My pójdziemy pozwiedzać-oznajmił Kris, biorąc zdezorientowanego Tao pod rękę.
-Pójdziemy?-spytał farbowany blondyn, mrugając kilkakrotnie w stronę Chińczyka.
-Pójdziemy. I to nawet teraz-powiedział machając pozostałym i popychając nadal
oszołomionego Tao w stronę wyjścia.
Reszta spojrzała po sobie, wymieniając  porozumiewawcze spojrzenia.
-To co?Grupowe jedzenie?-spytał Xiumin, zacierając dłonie.
-Taaak~
-Idźcie beze mnie. Ja odwiedzę  rodziców-Chen wzruszył ramionami.
-No co ty-Kyungsoo szturchnął go ramieniem-Idziesz z nami i kropka.
Przekomarzali się jeszcze przez chwilę, jednak ja przestałem  ich słuchać.
Moje myśli zebrały się wokół dość wysokiego, szczupłego szatyna, który uśmiechał się uroczo
i śmiał do swoich kolegów na drugim końcu korytarza.
Lee Taemin, tak się nazywał.
Był o rok starszy i już niedługo miał debiutować w zespole Shinee.
Rozmawiałem z nim tylko raz w życiu, gdy wpadłem na niego w sali prób.
Nie było dane nam spędzić ze sobą wtedy zbyt dużo czasu, jednak jego osoba zupełnie mnie zauroczyła.
Był miły, ułożony i cholernie słodki.
Zawsze gdy mijamy się na korytarzu obdarza mnie tym oszałamiającym uśmiechem, a ja
wtedy z rumieńcem na twarzy spuszczam głowę i wariuję.
Czasem mam wrażenie, że Taemin doskonale wie jak na mnie działa i wykorzystuje to dla
własnej satysfakcji. A to kręci mnie jeszcze bardziej.
-Jongin,słuchasz mnie?-Suho zamachał mi dłonią przed nosem.
-Nie...znaczy...eee-podrapałem się nerwowo po karku.
-Znowu się na niego gapisz?-Chanyeol poruszył zabawnie brwiami.
-No a nie? Wali gejozą na kilometr...Au!-jęknął Sehun, gdy lider sprzedał mu kuksańca w bok.
-Jesteś najmłodszy, jak nie wstyd ci tak mówić?
Sehun jedynie wzruszył ramionami z obrażoną miną.
W odpowiedzi na to wszystko pokiwałem tylko głową, a mój wzrok ponownie powędrował
w stronę obiektu moich uczuć.
Jego radosne oczy akurat w tym samym momencie spojrzały w moją stronę, więc bez problemu wyłapał moje spojrzenie.
Dosłownie czułem jak moje policzki stają się purpurowe.
Zacisnąłem wargi i wlepiłem wzrok w podłogę.
Na korytarzu zrobiło się już o wiele luźniej, celebryci rozeszli się, by zająć się własnymi sprawami.
-Chodźmy na chińszczyznę-zaproponował Lay.
-Jesteśmy w Korei, będziemy jeść koreańskie żarcie-D.O,który nie przepadał za chińskimi przysmakami skrzyżował ramiona.
-Mam już dość Kimchi...-Luhan wydął policzki-Kai? Kai, w porządku?
-Tak-kiwnąłem niemrawo głową, nadal nie podnosząc wzroku znad granatowych,błyszczących płytek, które w tym momencie wydawały mi się być najbezpieczniejszym miejscem,
w które mogę patrzeć.
-Powiedz to temu burakowi, którego masz na twarzy-zaśmiał się szyderczo Sehun.
-O cholera,idzie tu-zawył Chanyeol, rzucając pozostałym znaczące spojrzenie-To my już pójdziemy. Powodzenia-dodał i już po chwili cała dziewiątka zniknęła za rogiem.
-A-a-ale....Hej!Co to ma być?!-krzyknąłem za nimi, stojąc tam sam jak kołek-Co za...
-Ekhm...przepraszam?-usłyszałem ciepły głos za sobą i aż podskoczyłem.
Czułem jak moje ciało zaczyna drętwieć, a w gardle pojawia się ogromna gula.
Przełknąłem nerwowo ślinę i odwróciłem się powoli w stronę owego ciepłego głosu.
Moim oczom ukazały się ciemno-złote tęczówki i idealnie białe zęby ukazane w szczerym uśmiechu.
-Lee....Taemin-wydukałem cicho, a moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
Po chwili otępienia, zerwałem się i ukłoniłem nisko, spuszczając wzrok na bordowe Converse chłopaka.
-Mam do ciebie prośbę-zaczął rozbawiony moją bezradnością-A właściwie to dwie...proszę,przestań
zwracać się do mnie tak formalnie, dobrze?-jego pewny wzrok przeszył moje ciało,
a on sam upajał się widokiem moich drżących warg.
-D-dobrze...
Taemin posłał mi litościwy uśmiech i położył dłoń na ramieniu-Słuchaj, bo już jakiś czas temu
razem z hyungiem Jonghyunem dostaliśmy zaproszenie do pewnej agroturystki.
To kilka godzin jazdy od Seulu-wyjaśnił-No, ale żaden z  hyungów w ten weekend nie może, a sam wiesz jak to bywa z dniami wolnymi dla trainee-zaśmiał się uroczo, a ja prawie zemdlałem.
Jego ręka nadal spoczywała na moim ramieniu, przez co nie mogłem się zupełnie skupić.
Również wymusiłem uśmiech i pokiwałem głową-Do czego zmierzasz?-spytałem niepewnie.
-Szkoda by było, żeby te zaproszenia się zmarnowały, więc pomyślałem czy może nie wybrałbyś
się tam ze mną-jego oczy wypełnione były iskierkami.
Mógłbym  patrzeć w nie całą wieczność, zamiast tego jednak ponownie spuściłem wzrok na jego buty.
-Ja...sam nie wiem-podrapałem się nerwowo po karku.
-Nie naciskam.Wiem,że to wypadło tak nagle-uśmiechnął się przepraszająco-Rozumiem.
-Nie!-sam byłem zdziwiony swoją nagłą reakcją-Znaczy...ja...
-Za pół godziny przed budynkiem-przerwał mi i obdarował jednym ze swoich najładniejszych uśmiechów na pożegnanie-Tylko nie bierz zbyt wiele rzeczy-rzucił, by już po chwili zniknąć z zasięgu mojego wzroku.

-Nie wydało ci się to podejrzane?-Kim uniósł brew, przetwarzając moje zeznania w głowie.
-Nie, ani trochę. A powinno?
Mężczyzna w odpowiedzi wzruszył ramionami i gestem reki wskazał byśmy kontynuowali-A podróż? Jak przebiegła?
-Zupełnie normalnie. Jechaliśmy jego samochodem, on prowadził-wyjaśniłem-Na początku byłem trochę zestresowany, ale po jakimś czasie przełamałem się i zaczęliśmy rozmawiać.
-O czym rozmawialiście?
-Na różne tematy. Mówiliśmy o wytwórni, naszych przyszłych zespołach, ulubionym jedzeniu...na prawdę nic ważnego.
-Taemin częściej zadawał pytania, czy odpowiadał?
-On zaczynał, ale to  ja się bardziej rozgadywałem. Nie mówił zbyt wiele o sobie...
Detektyw pokiwał głową ze zrozumieniem-A gdzie konkretnie znajdywała się ta agroturystyka?
-Nie znam nazwy tego miasteczka-podrapałem się nerwowo po karku-Zdawało mi się to zupełnie nie istotne....ale wiem, że to około 5 godzin jazdy od Seulu, a w pobliżu jest dużo lasów i rzeka.
-Dobrze. Więc dotarliście na miejsce,co dalej?


Gdy dojechaliśmy na miejsce, było już dość późno.
Niebo mieniło się różnymi odcieniami czerwieni i pomarańczu, a świeże, rześkie powietrze otuliło
moją twarz, gdy wyszedłem z samochodu.
Wziąłem głęboki wdech i rozejrzałem się dookoła. Nie było tu zbyt wiele: małe, zadbane podwórko,
 za nim nieduży, aczkolwiek gęsty las, a pośrodku niego wąska dróżka prowadząca 
w nieznane mi okolice.
Budynek agroturystki wykonany był głownie z drewna, co idealnie komponowało się
z otoczeniem.
-Ładnie tu, prawda?-zagadnął Taemin, podając mi mój plecak.
-Bardzo-odpowiedziałem całkiem szczerze i podążyłem za szatynem do środka domku.
Mimo swojskiego wyglądu z zewnątrz, wnętrze domu było na prawdę luksusowe.
Jasne ściany, ciemne meble i subtelne dodatki kontrastowały z moim 
wyobrażeniem tego miejsca.
Chłopak bez słowa poprowadził mnie na górę, odwracając się i uśmiechając od czasu
do czasu w moją stronę.
Przez chwilę błądził wzrokiem po korytarzu, by w końcu na jego twarz wkradł się triumfalny uśmiech.
-To tutaj-wskazał na czarne drzwi ze złotym numerkiem 9 i otworzył je.
Wnętrze pokoju w porównaniu do reszty pomieszczeń nie zwalało z nóg.
Oczywiście, było zadbane i schludne, jednak nie tak rygorystycznie urządzone.
Było po prostu przytulne.
Niepewnie położyłem swój plecak na podłodze i spojrzałem w stronę Taemina.
Ten dopiero po chwili zorientował się, że na niego patrzę.
-Coś nie tak?
-Nie, tylko...-zająknąłem się i urwałem w połowie.
Jakoś głupio było mi to z siebie wydusić.
Chłopak zmarszczył brwi i przekręcił głowę niczym mały piesek, pokazując, że nie rozumie
o co mi chodzi.
-N-Nie wiedziałem,że będziemy mieć wspólny pokój-mruknąłem miętosząc w dłoni skrawek mojej
granatowej koszulki.
-Faktycznie-szatyn uderzył się dłonią w czoło-Zapomniałem ci powiedzieć.
Przepraszam, mam nadzieję, że to nie będzie duży problem?-jego  oczy przewiercały
mnie na wylot.
Pokiwałem przecząco głową, próbując zachowywać się jak najswobodniej-Nie, żaden.

-Co działo się potem?
Zamyśliłem się chwilę, sam nie wiem nad czym.
Przejechałem językiem po suchych wargach, a Jihoon widząc to wyjął butelkę wody ze swojej torby i podał mi ją.
-Dziękuję-mruknąłem, biorą dużego łyka-Później rozejrzeliśmy się po domu, zjedliśmy coś i tak minął wieczór.
-Później poszliście spać?-detektyw bardziej stwierdził niż spytał.
-Nie.
Gdy kolejna gałązka pękła pod moimi nogami, prawie przyprawiając mnie o zawał serca nie wytrzymałem-Taemin Hyung, powiesz mi w końcu dokąd idziemy? I czy daleko jeszcze?-dodałem mrużąc oczy, by nie zgubić chłopaka w ciemnościach.
Szliśmy przez las już od kilkunastu minut, jednak on nadal nie chciał mi zdradzić
celu tej wyprawy.
-Już niedaleko-zapewnił i zwolnił kroku, bym mógł go dogonić.
Mimo tego, że pytanie o drogę padło już setki razy, on nadal był spokojny i po raz
kolejny obdarował mnie litościwym uśmiechem.
-Nie mów, że boisz się ciemności.
-To nie tak...-ton mojego głosu ściszył się, gdy po raz kolejny wydawało mi się, że
słyszę czyjeś kroki za sobą-Po prostu nie lubię takich miejsc.
Wraz z końcem tego zdania, odwróciłem głowę, by upewnić się, że za nami nie ma
żadnego niebezpieczeństwa.
-Jesteśmy-powiedział nagle, a ja gwałtownie odwróciłem głowę w jego stronę.
Jednak zamiast zobaczyć jego twarz, ujrzałem...drzewo.
Odskoczyłem do tyły ledwo łapiąc równowagę i rozmasowując nos, z którego po spotkaniu z 
pniem poleciała mała strużka krwi.
-Kai? Co ty wyczyniasz?-jęknął Taemin, podchodząc do mnie-Na chwilę cię stracić z oczu...
Pokaż to-powiedział stanowczo, odciągając moją własną dłoń od twarzy-Mocno boli?
-Nie-skłamałem, jednak łamiąc się głos i grymas na twarzy chyba mnie zdradziły,bo szatyn 
zaśmiał się gardłowo i pokiwał głową.
Wyjął z kieszeni paczkę chusteczek, po czym jedną wytarł krew sączącą się z koniuszka nosa.
Zrobił to tak delikatnie, jak gdyby jeden nieodpowiedni ruch mógł zrobić mi krzywdę.
-W porządku?-upewnił się zanim wróciliśmy do marszu.
Chłopak od teraz cały czas obejmował mnie ramieniem, jakby bał się, że zrobię sobie coś gorszego, co w moim przypadku było bardzo możliwe.
Już po niecałej minucie, moim oczom ukazał się niewielki zbiornik wody okalany lasem i małą plażą.
Drzew było tu już zdecydowanie mniej, a dookoła panowała błoga cisza.
-Ładnie tu-westchnąłem z zachwytem, pochłaniając widok.
-Prawda?-Taemin również napawał się tym pejzażem-Ale nie dlatego tu przyszliśmy-uśmiechnął się tajemniczo i wskazał palcem w górę.
Powędrowałem wzrokiem za jego dłonią, a oczy rozszerzyły mi się z zachwytu.
Granatowa płachta nieba, a na niej miliony gwiazd i srebrny księżyc, który wydawał się być
większy niż kiedykolwiek wcześniej, rozciągały się nad naszymi głowami.
Byłem zbyt oszołomiony, by powiedzieć cokolwiek.
Podczas stałego pobytu w mieście mogę oglądać jedynie wieżowce i światła samolotów, a to
zdecydowanie nie mogło się równać z tym.
Zadrżałem, gdy w końcu uświadomiłem się, z kim dzielę tę chwilę.
Z nim.
Z Lee Taeminem.
Z moim ukochanym.
-Ale...-zacząłem przerywając ciszę między nami-Skąd wiedziałeś o tym miejscu?
Chłopak przez chwilę zdawał się być zaskoczony moim pytaniem.
Minęło kilka sekund zanim wyraz jego twarzy powrócił do normalności, a on sam udzielił mi
odpowiedzi:
-Byłem tu w dzieciństwie. Z rodzicami.

-To nie była prawda?-detektyw wziął łyka kawy, którą przed chwilą przyniósł mu jakiś asystent.
Zacisnąłem palce na materiale spodni-Gdy teraz o tym myślę,wydaje mi się, że nie...
-Jak na razie to z twoich zeznań nie wynika nic podejrzanego-mężczyzna zmierzył mnie czujnym wzrokiem-Nie pominąłeś czegoś?
Przełknąłem nerwowo ślinę.W tym momencie sam nie potrafiłem tego stwierdzić.
Byłem  zbyt zdenerwowany, by skupić się na dokładnym  zapamiętaniu wydarzeń z tego weekendu.
-N-nie wydaje mi się-jęknąłem, próbując zignorować jego prowokujący wzrok.
-To może spytam tak:czy w ogóle zauważyłeś coś w zachowaniu Lee Taemina, co wzbudziło twój niepokój?
-Tak-odparłem po krótkiej chwili-To było następnego ranka...a raczej południa.

Gdy wczorajszej nocy wróciliśmy z powrotem do domku, niemal od razu poszliśmy spać.
Podczas wycieczki nad jezioro rozmawialiśmy bardzo dużo.
Czułem, jakbym znał go od wielu lat, podczas gdy spędziliśmy
razem tylko jedną noc.
Był taki naturalny we wszystkim co robił, nie czuł też zdenerwowania gdy przebywał 
ze mną. Zupełnie na odwrót jak ja.
Moje dłonie cały czas były mokre od potu, a ciało drżało, gdy szatyn choćby przez przypadek
musnął skrawek mojej skóry.
Czułem się przy nim taki bezbronny, a jednocześnie cholernie bezpieczny.
Ufałem mu.

Promienie słońca wpadające przez ogromny balkon zaczęły drażnić moją skórę.
Leniwie uniosłem powieki i rozejrzałem się dookoła.
 Pierwsze co ujrzałem, to Taemin śpiący smacznie na równoległym łóżku.
Taemin, z nagim torsem.
Mimowolnie na moje policzki wkradł się rumieniec.
Promienie słońca idealnie padały na jego mleczną skórę, uwydatniając każdy mięsień.
Jongin, spokojnie.
Zdjął koszulkę tylko dlatego, że było mu gorąco.
Faktycznie, w pokoju było okrutnie duszno, myślałem jednak, że tylko ja to czułem.
Gdy w końcu oderwałem wzrok od śpiącego szatyna i zwlokłem się z łóżka, łapiąc po drodze swój ręcznik, udałem się do łazienki. Zimny prysznic na pewno dobrze mi zrobi.

Gdy już umyłem się, przebrałem i wyszczotkowałem zęby, usłyszałem, że Taemin już wstał.
Najprawdopodobniej rozmawiał z kimś przez telefon, bo co chwilę wyłapywałem przyciszone słowa
chłopaka.
Uchyliłem minimalnie drzwi i spojrzałem pomiędzy małą szczelinę pomiędzy nimi a framugą.
Lee stał odwrócony tyłem do mnie, nerwowo włóczył nogami w tę i z powrotem i mocno gestykulował:
-Tak wiem...na pewno zdążę-mówił, wyraźnie zdenerwowany-Tak, załatwię to jeszcze dziś.
Nie zawiodę cię szefie...
W tym momencie, nie wiedzieć czemu przychyliłem się do przodu i ledwo unikając upadku, znalazłem się w pokoju.
Taemin spojrzał na mnie z pewnym rodzajem przerażenia.
Przełknął nerwowo ślinę i dopiero po chwili otępienia zakończył rozmowę, cichym pożegnaniem.
Zanim przywitał mnie jak gdyby nigdy nic, spuścił na chwilę głowę w zamyśleniu.
-Dobrze spałeś?-podszedł do mnie, a jego twarz i głos zdążyły powrócić do normalności.
-Tak, dziękuję
-Nie było ci zimno?-poklepał moje ramię-Myślałem, że się w nocy ugotuję, więc otworzyłem balkon-kiwnął głową, w stronę drugiego końca pokoju.
-To prawda-mruknąłem, zastanawiając się nad zachowaniem przyjaciela-Strasznie tu duszno.
-Jongin, może zrobisz śniadanie?
-Co?
-Śniadanie-powtórzył, patrząc na mnie z politowaniem-Najważniejszy posiłek dnia i takie tam...
-A-ale...nie jestem zbyt dobry w gotowaniu-podrapałem się nerwowo po karku.
-Gadanie-prychnął, dosłownie wypychając mnie za drzwi-Dasz rade. Ja w tym czasie wezmę prysznic.


Moje "gotowanie" skończyło się na tym, że i ja i Taemin musieliśmy nie tylko sprzątać całą kuchnie, ale dodatkowo cały czas wdychać zapach spalenizny-bo tylko tyle zostało z moich
eh...naleśników.
Koniec końców, ja siedziałem przy stole obserwując co się dzieje za oknem, a Taemin 
pichcił coś w kuchni.
Do moich nozdrzy dochodził na prawdę przyjemny zapach, co powodowało jeszcze większe burczenie w moim brzuchu,
Obecność chłopaka na prawdę mi się podobała.
Nie sądziłem, że jego charakter jest aż tak podobny do mojego!
Teraz, nawet ja zaczynałem się ośmielać, starając się ignorować motylki w brzuchu i mocne bicie serca podczas patrzenia na niego.
Jestem pewny, że jeszcze kilka godzin i będziemy rozmawiać już swobodnie.
-Gotowe-Lee nagle podszedł do stołu i położył na nim talerz z kilkoma omletami.
-Wow-zatarłem dłonie-Wyglądają na prawdę dobrze.
-A smakują jeszcze lepiej-chłopak poczochrał moje włosy, po czym zajął miejsce na przeciw mnie.
Nie torturując już dłużej mojego żołądka, wziąłem widelec do ręki i wcześniej odkroiwszy nie mały kawałek, przysunąłem go do ust.
Zanim jednak zdążyłem poczuć jakikolwiek smak, Taemin wyrwał mi widelec z rąk i pomachał nim przed nosem:
-Głupi! Chcesz się poparzyć?
Zamrugałem kilkakrotnie i pokręciłem głową-A-ale...
Chłopak zaśmiał się, ukazując rząd białych, równych zębów-Słodki jesteś jak nie ogarniasz rzeczywistości, wiesz?
Spuściłem wzrok, wykrzywiając kąciki ust w niemrawym uśmiechu.
Dlaczego zawsze taki się staję, gdy on jest obok mnie?
Akurat wtedy, kiedy chciałbym pokazać się z jak najlepszej strony.
-Nakarmię cię.
-Słucham?-uniosłem brew, myśląc, że się przesłyszałem.
-Nakarmię cię-powtórzył z uśmiechem na twarzy, po czym podsunął widelec z jedzeniem pod moje usta-Powiedz "aaa"~

Później było już tylko lepiej.
Niemal bez przerwy śmialiśmy się i rozmawialiśmy ze sobą.
Taemin cały czas zmniejszał dystans pomiędzy nami, na co ja oczywiście mu pozwalałem.
Rumieńce już chyba zostały na moich policzkach, a przyjemne dreszcze nie robiły już na mnie
wrażenia.
Cieszyłem się.
Byłem na prawdę szczęśliwy widząc, że nie jestem mu obojętny i że stara się nas do siebie zbliżyć.
A co bardziej do siebie zbliża niż przyjacielski meczyk?
-Frajer!-wrzasnąłem, gdy po raz kolejny upadłem na ziemię wykiwany przez Taemina-Ciągle faulujesz!
-To nie prawda-wytchnął mi język-Po prostu jesteś cienki.
-O nie-wstałem i wytrzepałem ręce o okurzone spodnie-Przesadziłeś.
Wraz z tymi słowami podszedłem do szatyna i wskoczyłem mu na plecy.
Ten zaśmiał się  i zachwiał lekko, by już po chwili złapać moje uda bym przypadkiem nie spadł.
-Wcale nie wygrałeś, Hyung-jęknąłem opierając brodę o jego głowę.
-Nie?
-Nie. Wynik 4-0 wcale nie świadczy o wygranej-powiedziałem głosem dyplomaty, na co
Taemin znowu się zaśmiał.
-Skoro tak mówisz-wzruszył ramionami i postawił mnie z powrotem na ziemi.
Wygładził moje rozczochrane i lekko spocone włosy, a na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.
-Skoro to ty jesteś zwycięzcą-zaczął i przybliżył się do mnie o krok-To ja powinienem dać ci nagrodę.
Zanim z moich ust wydobył się  dźwięk zdziwienia, gdy Taemin ujął moją twarz.
Patrzył mi przez chwilę w oczy, by niespodziewanie musnąć moje usta.
Zrobiłem krok do tyłu i zasłoniłem dłonią wargi.
Nie wiedziałem co się dzieję i czy to przypadkiem nie był wytwór mojej wyobraźni.
Jednak głos szatyna i jego niewinny uśmiech utwierdziły mnie w fakcie, że to działo się na prawdę.
-Coś nie tak?-spytał, niepewnie przybliżając się do mnie-Ja...przepraszam jeśli...
Przerwałem mu przyciągając go do siebie i całując namiętnie.
Nie myślałem o tym co robię. Nie obchodziło mnie co on sobie pomyśli i jakie będą
konsekwencje.
Najważniejsze w tej chwili były jego silne ramiona oplatające moje ciało i słodkie usta, których smak
będę pamiętać do końca życia.


-Chcesz powiedzieć, że zbliżyliście się do siebie?
-T-Tak...i to nawet bardzo-odwróciłem wzrok, gdy na moich policzkach pojawił się rumieniec.
Nawet wspominanie tego było wielkim przeżyciem.
-Myślisz, że to był jeden ze sposobów na zdobycie twojego zaufania?
Auć.
Poczułem jak wykręca mi żołądek na te słowa.
Na mojej twarzy pojawił się grymas, a myśli skupiały się na znalezieniu argumentów, by obalić stwierdzenie detektywa.
-Nie jestem powiem-powiedziałem w końcu.
Faktycznie, mogłoby to tak wyglądać, jednak po ostatecznych wydarzeniach sam miałem już mętlik w głowie.
-Hyung?
Było już dość późno, a niebo zalało się granatem.
Ciepły, przyjemny wiatr otulał nasze ciała, wtulone w siebie na podłodze w naszym pokoju.
Czułem się jak w raju. Ta chwila była piękna...on był piękny.
Jego nagie ramiona otulały mnie, a nierównomierny oddech łaskotał policzek.
Nie mogłem oderwać od niego wzroku, był wręcz idealny.
Wiedziałem, że tu jest moje miejsce.
Tu.
Obok niego.
Taemin pogładził mnie po głowie, rzucając pytające spojrzenie.
-Czy...
Jego doskonałość mnie onieśmielała.
Miałem wrażenie, że wszystko co mówię jest dla niego śmieszne i głupie.
On jednak poklepał delikatnie moje plecy, chcąc znać moje pytanie.
-Czy my będziemy razem?
Uśmiechnął się delikatnie i przyciągnął mocniej do siebie.
Skrył głowę w zagłębieniu mojej szyi i pocałował ją.
-Jeśli chcesz, mój książę.
Na moją twarz wkradł się uśmiech, który już po chwili przygasł.
Taemin zauważył to i zrobił niezadowoloną minę-Co się stało?-szepnął usadawiając się tak, by
móc spojrzeć mi w oczy.
-Boję się, Hyung-odpowiedziałem szczerze, zaciskając palce na jego ramionach, jak gdyby to miało
uwolnić mnie od strachu.
-Nie ma czego-cmoknął czule moje czoło-Ufasz mi prawda?
-Ufam.

-Później...po tym, wszystko się zaczęło-mówiłem lekko się jąkając.
Nie byłem jednak w stanie wydukać ani słowa więcej. To było zbyt przerażające, zbyt bolesne...
-Wiem, że nie jest ci łatwo-powiedział nagle Jihoon-Ale musisz to powiedzieć, dla dobra sprawy. Dla waszego dobra...
Kiwnąłem głową na znak,że rozumiem.
Zamknąłem powieki, by móc bardziej skupić się na odtwarzaniu tego wydarzenia w pamięci.

Obudziły mnie szmery i zduszone hałasy.
Leżałem chwile w bezruchu, nadal z przymkniętymi powiekami mrucząc coś pod nosem.
Nagły odgłos, którego pochodzenia nie byłem w stanie określić zmusił mnie,bym otworzył oczy.
Gdy tylko moje powieki powędrowały w górę, zobaczyłem ciemny zarys sylwetki nad sobą.
Dopiero po chwili mój wzrok wyostrzył się na tyle, bym mógł dostrzec szczegóły.
Brązowe włosy okalające mleczną skórę chłopaka niemal zasłaniały jego oczy.
Jego twarz wyglądała inaczej niż zwykle-słodki uśmiech znikł, a na jego miejsce pojawił się nowy:
chłodny, arogancki.
Nie wyglądał już na niewinnego i opiekuńczego.
Jego postawa wyrażała pewność i zdeterminowanie.
Nawet ubrania, które miał na sobie były inne.
Luźną, jasną bluzkę zastąpiła skórzana kurtka, a letnie spodenki-obcisłe, czarne jeansy.
I pistolet.
Pistolet wymierzony w moją skroń.
Gdy jego oczy zmierzyły mnie chłodnym spojrzeniem zamarłem.
Nie byłem w stanie się ruszyć, ani nic powiedzieć.
Po prostu patrzyłem na niego, na lufę, która w każdej chwili mogła wystrzelić.
-Wybacz, że robię to właśnie teraz, ale czas mi się już skończył-wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic. Głos Taemina był ostry i stanowczy.
To był zupełnie inny człowiek..
-Jeszcze nigdy nie goniłem tak długo za ofiarą-westchnął, jak gdyby była to dla niego porażka-Zawsze rozprawiałem się z ludźmi w góra kilka tygodni. A z tobą? Pół roku-pokiwał głową z rozbawieniem-Pół roku kręciłeś się przy mnie, ale nie miałeś odwagi zagadać. To żałosne.
Czułem jak bicie mojego serca przyśpiesza z każdym jego słowem.
Byłem już pewien, że nie pogrywa, ale nadal nic z tego nie rozumiałem.
-Mimo wszystko jesteś cennym towarem-mówiąc to przejechał lufą pistoletu po mojej szczęce-Młody, przystojny,  utalentowany...i taki niewinny.To niesprawiedliwe-westchnął przyglądając się
mojemu drżącemu ciału-Ale skoro młody człowiek, ze świetlaną przyszłością zginął za niewinność,
to pomyśl co poczują inni? Ci co mają coś na sumieniu.
Przykro mi, że to ty musisz być ofiarą w tym głupim obrzędzie, ale nic na to nie poradzę.
To nie mój wybór-uśmiechnął się przepraszająco.
Przez chwilę stał w milczeniu, by po kilku głębszych wdechach wybuchnąć śmiechem-I pomyśleć, że przez ciebie musiałem wstąpić do tej głupiej wytwórni. Chociaż...niektóre dzieciak stamtąd są nawet w porządku.
Patrzyłem na niego przerażonymi oczami, a w głowie pojawiła mi się tylko jedna myśl:
Taemin wygląda jak Bóg.
Mój osobisty Bóg śmierci.
-Nie myśl sobie, że to tak, że cię wcale nie lubiłem. Lubiłem i to aż za bardzo.
Dlatego to wszystko się tak przedłużyło-wyjaśnił-Gdyby sprawa tak nie wyglądała, myślę, że nawet moglibyśmy być razem.
Przez chwilę z jego oczu zniknęła determinacja i nienawiść.
Przez sekundę był Taeminem, którego znałem, kochałem.
Jednak już po chwili na powrót stał się  mordercą.
-To trwa już za długo-oburzył się-Jakieś pytanie? Życzenie?
Łzy spływały po moich policzkach, a oddech był płytki i nierównomierny.
-T-to może głupie-wyszeptałem zachrypniętym głosem-Ale chcę...chciałbym, żebyś mnie pocałował...Jeśli mam już umrzeć, to właśnie w takiej chwili...
Taemin wywrócił oczami-Niech ci będzie. To dość romantyczne-stwierdził,  pochylając 
się nade mną.
Przyłożył broń do mojej skroni, a na ustach powoli zaczął składać ostatni pocałunek.
Zacisnąłem mocno powieki, przygotowując się na ból i odgłos strzału.
Ta chwila trwała dosłownie wieki.
Łzy nadal perfidnie moczyły moje policzki, a palce zaciskały się na białej pościeli.
Mógłbym przysiąc, że słyszałem jak palec Taemina zaciska się na spuście.
Byłem już martwy.



Ostatecznie nie usłyszałem ani huku, ani nie poczułem bólu, tylko ciche westchnięcie szatyna:
-Nie wierzę.
Chwila ciszy pomiędzy nami.
Otworzyłem nieśmiało oczy i zobaczyłem jego twarz.
Był zdenerwowany, a może...przestraszony?
-Nie potrafię.
Opuścił broń i schował twarz w dłoniach.
Wziąłem głęboki wdech i chwiejąc się usiadłem na łóżku.
-Hyung...
-Nie zabiję cię, rozumiesz?!-wrzasnął uderzając pięścią w ścianę-Za bardzo mi na tobie zależy.
Ale...ale oni mi tego nie odpuszczą. Nie odpuszczą ciebie-kucnął naprzeciw mnie, łapiąc moje dłonie-Musisz uciekać, Jongin.
-U-Uciekać?
-Jak najszybciej i jak najdalej-powiedział z przejęciem w oczach.
Przyłożył moją drżącą dłoń do swojego policzka i przymknął powieki-Przepraszam, że cię w to wplątałem.
-Hyung...
-Nie próbuj mi nawet wybaczać-przerwał, ze skupieniem oglądając moją twarz-A teraz musisz już iść. Daj swój telefon, kartę kredytową i dokumenty.
Poderwałem się na równe nogi, chwiejąc się przy tym i rzuciłem się do swojej torby, wyjmując  potrzebne rzeczy.
Gdy już wszystkie znalazłem, podałem je Taeminowi.
Szatyn wyjął kartę z mojej komórki i połamał ją na małe kawałeczki.
To samo zrobił z kartą kredytową, a dokument podarł i wyrzucił przez okno-prosto w błoto.
-Musiałem się tego pozbyć, inaczej by cię znaleźli-wyjaśnił widząc moje zdziwienie-I tak cię znajdą-dodał smutno.
-Co mam zrobić?-spytałem łapiąc desperacko jego ramiona-Jak ma wrócić do domu?
-Nie możesz tam wrócić. To dla nich zbyt oczywiste. Nie wracaj do domu, nie kontaktuj się z nikim...
-A wytwórnia? Tam będę bezpieczny.
-Jongin-chłopak przerwał , patrząc na mnie  litościwie-Nigdzie nie będziesz bezpieczny.
Idź gdzieś, gdzie nikt cię nie pozna. Jeśli chcesz przeżyć, musisz się stać kimś innym, rozumiesz?
Najlepiej, wyjedź z kraju. I to jak najszybciej.
-Taemin, ale...
-Poradzisz sobie-pocałował mnie w czoło.
Mocniej zacisnąłem palce na jego ramionach i zmusiłem, by na mnie spojrzał:
-Wiem. Ale co z tobą?
Chłopak posłał mi smutny uśmiech i przytulił-O mnie się nie martw. Dam sobie radę, Jongin.
A teraz...idź już. Szybko.
Z trudem się od niego odsunąłem i pokiwałem głową.
Zostawiając wszystko: plecak, ubrania, telefon i resztę, ruszyłem w stronę drzwi.
Ściskałem w dłoni banknoty, które przed chwilą wcisnął mi Taemin i nie odwracając się pociągnąłem za klamkę.
Wiedziałem, że jeśli jeszcze raz na niego spojrzę, nie będę potrafił odejść.
-Jongin, jeszcze jedno-zastygłem w pół kroku.
Nie zwróciłem jednak twarzy w jego stronę-uparcie wpatrywałem się w podłogę.
-Nie ufaj nikomu, tak jak zaufałeś mi, dobrze?
Zagryzłem wargę, czując nadciągającą falę płaczu.
Kiwnąłem sztywno głową, by po chwili wybiec z pokoju.

Później biegłem. Nie wiem gdzie, po prostu biegłem. Uciekałem, tak jak mi kazał.
Minęło kilka godzin, ale ja mimo wyczerpania uparcie dążyłem do nieznanego mi celu.
Robiło się już jasno, a ja dotarłem do jakiegoś małego miasta.
Na ulicach było jeszcze pusto, dlatego zdziwił mnie warkot silnika za mną.
Nie odwróciłem się, chciałem pobiec, ale nie miałem siły.
Zanim zdążyłem się gdzieś ukryć, usłyszałem kroki tuż za mną i głos mężczyzny:
-Policja! Proszę się zatrzymać!
Zatrzymałem się łapiąc wdech.
Przetarłem dłonią spocone czoło, czując, że zaraz zemdleję.
-Ręce do góry! Jest pan zatrzymany.

-A później przywieźli mnie tu-mówiłem z trudnością, przez rosnącą gulę w gardle.
Moje dłonie trzęsły się niemiłosiernie, a policzki były już mokre od łez.
Twarz detektywa była już całkiem łagodna, pełna litości.
-To wszystko co masz do powiedzenia?
-Tak.
Mężczyzna wyłączył dyktafon i odchrząknął znacząco. Był widocznie poruszony moją opowieścią, co cały czas starał się ukryć. Jednak na marne.
-Dobrze, dziękuję. Twoje zeznania są dla nas cennym źródłem informacji-powiedział, rzucając mi pokrzepiający uśmiech-Jeżeli tylko dowiem się czegoś o Lee Taeminie, obiecuję,że cię o tym poinformuję.
Kiwnąłem słabo głową i oparłem czoło o blat stołu.
Byłem wykończony tym wszystkim.
Gdy Jihoon kierował się w stronę metalowych drzwi, te otworzyły się, ponownie stwarzając nieprzyjemne skrzypienie.
Z trudem uniosłem głowę i zobaczyłem policjanta.
Przywołał gestem dłoni Jihoona, po czym powiedział mu coś na ucho.
Kim westchnął ciężko i rozmasował czoło.
Kiwnął na policjanta, a ten kłaniając się, wyszedł z pomieszczenia.
Obserwowałem Jihoona, który ze wzrokiem zwróconym w sufit podszedł do mnie i opierając dłonie na blacie, zaczął:
-Właśnie dostałem informacje, że mój partner odnalazł zwłoki Lee Taemina, 40 kilometrów od Seulu. Ze wstępnej analizy wynika, że popełnił on samobójstwo, kilka minut przed przyjazdem naszych ludzi. Zapewne, bał się, że jego gang go dorwie, więc sam wolał się zabić-mężczyzna zrobił skwaszoną minę, jak by na samą myśl o tym czuł obrzydzenie.
Patrzyłem na detektywa z niedowierzaniem, 
Nie powiem co czułem, bo jedyne co czułem to kompletna pustka.
Nic.
-Niestety-spojrzał na mnie z troską-Teraz ani ty, ani nikt z twojej wytwórni i rodziny nie może czuć się bezpieczny. A to...to dopiero początek.
Milczałem.
W tamtej chwili nie pragnąłem niczego więcej niż tego, by Taemin jednak wtedy mnie zabił.
-Trzymaj się, Kim Jongin-szepnął Jihoon łapiąc moje ramie i gładząc je uspokajająco-To dopiero początek.