poniedziałek, 27 października 2014

You are Loved 9

It's okay to cry...

Nerwowo poprawiłam się na białej, skórzanej kanapie.
Krople deszczu niemiłosiernie waliły w oszkloną ścianę pomieszczenia, którym był gabinet pani prezes wytwórni.
Po podpisaniu wstępnego kontraktu z nową menadżerką, nasza piątka została odesłana do tego właśnie pokoju. Kazali nam tu czekać .
Zastanawiałam się gdzie jest Kris. Miał na nasz czekać już tutaj.
Podejrzewam, że pewnie zatrzymała go owa pani producent.
-Tak bardzo się denerwujesz?-spytał Tao zaciskając palce na mojej dłoni.
-Mocno to widać?
-Cholernie-posłał mi pobłażliwy uśmiech.
-Spokojnie Sophie. Jeżeli się nie uda to trudno-rzucił Luhan rozglądając się ciekawie po pomieszczeniu.
Biel ścian aż kuła w oczy, a leżąca na biurku sterta papierów i dokumentów wręcz przerażała.
Wzięłam głęboki wdech i oparłam plecy o kanapę. Przymknęłam oczy i rozmasowałam ręką czoło.
Czekamy tu już od jakiś 30 minut. To na pewno nie jest dobry znak.
Od kiedy tylko przekroczyłam próg wytwórni zaczął mi towarzyszyć pewien niepokój.
Nie wiem czy to z nerwów, ale chciałabym już mieć to wszystko za sobą.
W końcu, przecież nic złego się nie może stać, muszę opanować swoje nerwy.
Jednak im dłużej siedzę na tej kanapie, tym bardziej czuję, że coś niedobrego może się stać.
Mimo wszystko jednak starałam się sobie wmawiać, że wszystko będzie w porządku.
-Tao?-przerzuciłam wzrok na blondyna.
Ten spojrzał na mnie pytająco.
-Ty też masz takie złe przeczucia?-szepnęłam spuszczając wzrok i zaciskając rękę na jego dłoni.
Zanim z jego ust wydobył się jakikolwiek dźwięk, szklane drzwi otworzyły się z impetem.
Do gabinetu weszła kobieta, koło 30-stki,ubrana w obcisłe jeansy i luźną kremową koszulę.
Włosy miała spięte w luźnego koka, a na nosie czerwone okulary.
Sprawiała wrażenie eleganckiej i pewnej siebie kobiety.
Na pierwszy rzut oka jednak było widać, że jest czymś zdenerwowana.
Nie zwracając na nas uwagi, pewnym krokiem usiadła za swoim biurkiem .
Głośno wciągnęła powietrze do płuc i opierając rękę na czole zaczęła mruczeć coś pod nosem.
Za nią do pokoju wszedł Kris.
Był jakiś nieswój, szedł ze spuszczoną głową i nawet nie spojrzał w moją stronę.
Teraz już byłam pewna,że coś jest nie tak. Poczułam jak żołądek ściska mi się z nerwów.
Wiem, że czekają mnie złe wieść, ale czego mogę się spodziewać ?
Spojrzałam ukradkiem na chłopaków- oni też zauważyli, że coś jest na rzeczy.
Xiumin zaciskał nerwowo wargi, a Chen bawił się palcami, próbując uciec od czarnych scenariuszy, które malowały się w jego głowie...w głowach nas wszystkich.
Na myśl przychodziło mi na prawdę wiele rzeczy, jednak nie to co wtedy usłyszałam.
-To jakiś skandal-odparła po chwili kobieta patrząc znacząco na Krisa.
Wszyscy podnieśliśmy na nią wzrok z wyczekiwaniem.
Ta jednak uparcie wpatrywała się w bruneta.
-Przecież to się mija z jakimkolwiek celem. Dlaczego nie przyszedłeś z tym do mnie?!-wrzasnęła uderzając pięścią w blat-Cholera, co ty sobie w ogóle myślałeś?!
Kobieta spojrzała przelotnie na mnie po czym parsknęła. Była wściekła i zdeterminowana.
-Jesteś aż taki naiwny, że dać się tak wykorzystać?!To jest wbrew jakiemu kolwiek prawu, a szczególne moralnemu! To była zwykła oszustka! Racja moja wina, że wcześniej jej nie zwolniłam, ale zamiast robić taką głupotę, mogłeś przyjść do mnie!Do cholery, skoro te dzieciaki mają talent to w czym problem? Dałam szanse tobie, to czemu nie miałabym dać im? A ty? Co ty myślałeś? Że jak się z nią prześpisz to będzie w porządku ,tak? Że nikt się nie dowie? Czemu jesteś taki głupi Kris?! Przecież ostateczna decyzja i tak by należała do mnie...

***Tao***
Kobieta kontynuowała swój monolog.
Przestałem jej jednak słuchać.
Z niedowierzaniem w oczach spojrzałem na Sophie.
Była blada jak ściana i walczyła ze łzami.
Dziewczyna jednak nie wytrzymała.
Wstała z kanapy i wybiegła z pomieszczenia.
Reszta chłopaków była równie wściekła jak ja.
Wstałem zaciskając pięści i spojrzałem na Krisa, akurat w tym samym momencie co on spojrzał na mnie. Zmierzyłem go wzrokiem z nienawiścią.
-Sku*wiel-syknął Chen.
W moich oczach Kris był już nikim.
Chłopak spuścił wzrok zaciskając pięści i ruszył w stronę drzwi.
-Sophie...-wyjęczał żałośnie.
-Masz jeszcze czelność za nią iść?!-wrzasnął Luhan zagradzając mu drogę do drzwi.
-Skończony dupek-syknął Xiumin rzucając mi porozumiewawcze spojrzenie.
Kiwnąłem głową i ruszyłem biegiem w stronę drzwi.
W ekspresowym czasie pokonałem korytarz i wybiegłem na dwór.
Było już totalnie ciemno, na dodatek rozpętała się ogromna ulewa.
Nie zwracając na to nawet uwagi zbiegłem po długich schodach i rozejrzałem się dookoła.
-Sophie!-krzyknąłem gdy zobaczyłem blondynkę.
Dziewczyna szła powoli, dosłownie chwiejąc się na własnych nogach.
Szybko znalazłem się obok niej i złapałem za ramię.
Odwróciłem ją w swoją stronę, a dziewczyna opadła na kolana.
-Sophie, błagam...-szepnąłem drżącym głosem, kucając na przeciw niej i przyciągając do siebie.
Jej płacz był tak rozdzierający, że myślałem, że tego nie wytrzymam.
Nienawidzę jej łez. W życiu nie widziałem jej w takim stanie.
To był dla mnie koszmar...nie mogę sobie nawet wyobrazić co ona musiała czuć.
-Tao, odejdź...-wydukała ledwo słyszalnie.
Pogładziłem ją po głowie i zdejmując z siebie płaszcz, zarzuciłem go na ramiona dziewczyny.
Dobrze wiedziałem, że mimo tego co powiedziała, to za nic nie chciałaby teraz zostać sama.
Sophie wtuliła twarz z moją pierś.
Oddychała z trudem, jednak nie mogła powstrzymać łez.
Szeptałem coś zupełnie bez sensu, starając się jakoś uspokoić dziewczynę.
Wpadła w totalną histerię i wiem, że żadne słowa nie mogły jej teraz pomóc.
Starałem sobie tylko uświadomić jak wielki był wtedy jej ból.
Usłyszałem głosy w oddali.
Odwróciłem głowę w stronę budynku i zobaczyłem Chena, Luhana i Xiumina.
Zmierzali powoli w naszą stronę z malującym się smutkiem na twarzy.
-Dacie radę?-spytał cicho Chen kładąc mi rękę na ramieniu.
Oczywiście chodziło mu o to, czy dam sobie radę z Sophie.
Dobrze wiedział, że tylko ja teraz mógłbym cokolwiek zdziałać.
Kiwnąłem słabo głową nie odwracając wzroku od dziewczyny.
-To my... już pójdziemy-westchnął ze zrezygnowaniem rzucając czułe spojrzenie w stronę Sophie.
Nie mogła jednak tego zauważyć, twarz miała całkowicie schowaną w mojej piersi.
Chłopacy poszli w swoją stronę,a ja nadal kucałem trzymając dziewczynę w ramionach.
Z minuty na minutę ogarniał mnie coraz większy smutek i żal.
Tak bardzo mi jej szkoda, nie zasłużyła na coś takiego.
Zawsze była po stronie Krisa, nigdy nawet nie pomyślała o tym, że mogłaby mu sprawić przykrość.
Tymczasem spotkało ją coś takiego.
Cholernie mi za niego wstyd.
Żałuję, że mu zaufałem po raz drugi.
-Sophie...-szepnąłem cicho-Przeziębisz się...
Podniosła delikatnie głowę i spojrzała na mnie litościwym wzrokiem.
Jej oczy były zupełnie czerwone od płaczu, a policzki mokre i zziębnięte. 
Widząc obrazek rozciągający się przed moimi oczami, zadrżałem.
Wyglądała na taką kruchą i niewinną...tak bardzo smutną.
W jej oczach panowała totalna pustka.
To było przerażające, jeszcze nigdy nie widziałem mojej kochanej Sophie w tak złym stanie.
Jedyne co chciałem teraz zrobić to objąć mocniej jej drżące, delikatne ciało i sprawić by przestała płakać.
By znowu na jej twarzy zagościł uśmiech.
-Sophie, chodź...-szepnąłem pomagając jej wstać.
Nie miała już siły stawiać oporu.
Posłusznie wstała i dała się poprowadzić w stronę samochodu.
Bez słowa zajęła miejsce obok kierowcy i odwróciła głowę gdy wsiadłem do samochodu.
-Zabieram cię do siebie-wsadziłem kluczyk w stacyjkę.
-Ale...-zaczęła łamiącym się głosem.
-Nie ma żadnego "ale". Nie zostawię cię w takim stanie.
Sophie kiwnęła słabo głową.
Wiedziała, że ze mną nie ma sensu się kłócić.
Zerknąłem w lusterko. Moim oczom ukazał się strojący w szklanych drzwiach Kris.
Patrzył w naszą stronę, a na jego twarzy malował się ból i żal.
Miałem ochotę parsknąć, w ostatniej chwili jednak się powstrzymałem.
Niech cierpi.
Niech cierpi w samotności.
To nic w porównaniu z tym co zrobił mojej Sophie.
Nie zastanawiając się dłużej  z piskiem opon odjechałem z parkingu.

***Sophie***

Było już grubo po północy gdy wraz z Tao przybyliśmy do jego domu.
Dookoła panowała śmiertelna cisza, a światło księżyca rozświetlało nocne niebo.
Innym razem pewnie bym się tym zachwycała, ale nie dziś.
Nie teraz...Jedyne czego pragnęłam to...po prostu zniknąć.
Nic ani nikt nie był w stanie pomóc.
Czułam się oszukana i upokorzona.
W życiu nie spodziewałam się czegoś takiego ze strony Krisa.
Kolejna fala łez uderzyła znienacka.  Nie byłam wstanie się powstrzymać, po prostu wybuchłam niekontrolowanym płaczem.
Tao widząc to szybko ominął samochód i przyciągnął mnie do siebie gładząc po głowie.
Jestem mu wdzięczna, że nie zostawił mnie w takim momencie.
Mówił, że ma złe przeczucia a ja mu nie uwierzyłam.
Mimo to, jest tu ze mną.
Mimo to, że ja złamałam jego serce nie raz, on jest tu ze mną by uleczyć moje.
Boję się, że to jednak nie możliwe.
Chłopak pociągnął mnie delikatnie w stronę domu.
Tym razem ogródek i podwórko wydawały się być zadziwiająco małe.
Weszliśmy do środka i skierowaliśmy w stronę schodów.
Jednak nie tych co zawsze, prowadzących do piwnicy-poszliśmy na górę.
W sumie to to od kiedy Tao pierwszy raz zaprosił mnie do domu, to jeszcze nigdy nie byłam na górze...a może i byłam? Ah..sama nie wiem, nie mam siły o tym teraz myśleć.
Gdy znaleźliśmy się już na piętrze chłopak otworzył pierwsze drzwi po lewo.
Jak się okazało, był to jego pokój.
Zaglądając do środka byłam już pewna, że nigdy tu nie byłam.
Weszłam w głąb pomieszczenia i rozejrzałam się dookoła.
Ten pokój był zupełnie inny niż ten w piwnicy.
Taki elegancki...Wyglądał bardziej jak komnata w jakimś zamku, jednak był pełen niepowtarzalnego uroku.
Śnieżno-białe ściany i meble z ciemnego drewna.
Do tego ogromne łóżko na środku pokoju.
-To twój pokój?-spytałam cicho pocierając zaczerwieniony i spuchnięty od płaczu policzek.
-Mhm...-uśmiechnął się czule zapalając światło.
Widząc jednak grymas na mojej twarzy szybko zgasił je z powrotem.
-T-tak jest dobrze-wydukałam.
Tao podszedł do szafki i wyjął z niej jakąś bluzkę.
Podał mi ją odgarniając ręką pojedynczy kosmyk włosów z mojego czoła.
Spojrzałam na niego i uniosłam lekko kąciki ust.
Nic nie było w stanie wyrazić mojej wdzięczności do niego.
A szczególnie nie ten grymas na mojej twarzy, który miał być uśmiechem.
Odkręciłam się na pięcie i udałam w stronę drzwi od łazienki.
Weszłam do środka, nie rozglądałam się po nim zbyt dogłębnie. Szybko zdjęłam swoje ubranie i wciągnęłam przez głowę granatową koszulkę Tao.
Rozpuściłam włosy i przeczesałam je dłonią, jednocześnie zerkając w lustro.
W życiu nie wyglądałam tak żałośnie. Przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok.
Nie mam już siły na płacz.
Nie mam już siły by znosić ten okropny ból.
Dlaczego to spotkało akurat mnie?
Powtarzał, że będzie dobrze, że będzie się starał.
Mówił, że mnie kocha i że mnie nie skrzywdzi.
Kłamca.
Mój wzrok powędrował w stronę półki obok umywalki.
Spojrzałam na małe pudełeczko, w którym znajdowały się żyletki do golenia.
Na prawdę?
Upadłam aż tak nisko by to w ogóle przyszło mi do głowy?
Ale...i tak nie mam nic do stracenia. Nie doświadczę już większego bólu niż teraz.
Bez większego namysłu sięgnęłam po pudełko i wyjęłam z niego jedną żyletkę .
-Sophie, wszystko w porządku?-usłyszałam pukanie do drzwi.
Zignorowałam je.
Przyjrzałam się małemu ostrzu uważnie ,obracając je w palcach.
-Sophie?!-pukanie nie ustępowało.
Przyłożyłam je do skóry, zastanawiając się jak mocno by bolało gdybym przejechała nim po nadgarstku.
Na pewno nie mocniej niż moje złamane serce...
-Sophie, odezwij się!-chłopak krzyknął desperacko-Dosyć tego, wchodzę!
Już po chwili drzwi otworzyły się z impetem, a do pomieszczenia wparował Tao.
Powędrował za moim wzrokiem i ujrzał tą przeklętą żyletkę.
-Sophie, oszalałaś?-warknął wyrywając mi ostrze z dłoni.
Szybkim ruchem wrzucił je do kosza i złapał się za głowę.
Patrzyłam na to wszystko zdezorientowana.
-Co ty sobie myślałaś?-w jego oczach zbierały się łzy-Nie bądź głupia...
Chłopak przyciągnął mnie do siebie powstrzymując łzy.
Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać.
Szlochałam tak w jego ramionach, nie mając siły już na nic.
-Wiem, że cię skrzywdził-zaczął spokojnie-Nie był ciebie wart Sophie...jesteś wspaniałą dziewczyną a on to zwykły dupek. Wiem...wiem, że te słowa są teraz dla ciebie bez znaczenia, ale to prawda...nie jest wart twoich łez...
Spojrzałam na niego wyczekującym wzrokiem.
-Tao wiem, że stać cię na więcej-powiedziałam nagle-Zrób coś...potrzebuję cię teraz, potrzebuję twojego wparcia. Już wiem, że Kris to dupek, że na mnie nie zasługuję. Wiem, że zrobiłam coś złego i to jest dla mnie kara...Tao ja już to wszystko wiem! Powiedz mi coś  czego....
-Kocham cię Sophie.