piątek, 29 sierpnia 2014

You Are Loved 2

It's ok to be upset...


Siedziałam przed budynkiem szkoły, słuchając muzyki na słuchawkach.
W weekend to miejsce sprawia zupełnie inne wrażenie niż w tygodniu, gdy przewija się tu niezliczona ilość nastolatków.
Teraz jest tu tak cicho i spokojnie...
Przymknęłam oczy. Wiatr delikatnie otulił moją twarz, a promienie słońca ogrzewały całe moje ciało.
Było mi tak błogo i przyjemnie...
Jednak to nic w porównaniu z wczorajszym wieczorem.
Mogłabym tak moknąć całą wieczność, gdyby tylko Kris był przy mnie.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam Tao.
-Przestraszyłeś mnie!-wyjęłam słuchawki z uszu.
-Trzeba było nie odcinać się od świata-wzruszył ramionami i usiadł na ziemi obok mnie.
Spojrzał w górę i zmrużył oczy- Nieźle wczoraj lało, co?
-Taa...-odwróciłam wzrok.
-Jak tam wasza rocznica?-spytał opierając się jedną ręką o podłoże.
Odwrócił się w moją stronę i spojrzał wyczekująco .
-Dobrze-uśmiechnęłam się.
Chłopak uniósł brew.
-I mam ci uwierzyć? Tym nawet Xiumina byś tym nie przekonała-mruknął.
-Daj spokój Xiuminowi!-zaśmiałam się-A co do rocznicy...no było bardzo fajnie....
-Ale?
Moje powieki opadły lekko w dół-Ale nie tego oczekiwałam. Najpierw dał mi tę bransoletkę.
Wyciągnęłam rękę pokazując chłopakowi srebro-A potem poszliśmy do kina...
Widziałam, że Tao chce coś powiedzieć, jednak uparcie milczał.
Pewnie nie chciał mi robić przykrości i obgadywać Krisa, ale wyraźnie to co mówiłam mu się nie spodobało.
-No wiesz,do kina chodzimy co jakieś dwa tygodnie-podrapałam się nerwowo po karku-Chciałam, żeby to był wyjątkowy dzień. Później zaprosiłam go do siebie, ale odmówił. Ja...no wiesz...
-Rozumiem-kiwnął głową-Chciałaś iść o krok dalej.
-N-nie, nie do końca o to mi chodzi. Po prostu każda nasza randka wygląda prawie tak samo. Ja...boję się, że on jest tym znudzony, albo że myśli, że mi nie zależy. Chciałam mu pokazać ile dla mnie znaczy, i że na prawdę bardzo go kocham.
Chłopak tylko popatrzył na mnie litościwie z zaciśniętymi wargami.
Nie musiał nic mówić, żebym wiedziała, że mnie rozumie.
-Mam z nim o tym pogadać?-spytał w końcu.
-Nie, nie chcę tego tak załatwiać. Dam radę. Dzięki Tao-uśmiechnęłam się .
-No widzę, że chcesz się przytulić-chłopak wyciągnął ramiona w moją stronę-Zbyt dobrze cię znam.
Zaśmiałam się i przytuliłam do niego.
Faktycznie, zbyt dobrze mnie zna...
Poczułam silny zapach jego perfum.
Intensywny, świeży zapach...zupełna odwrotność korzennych i subtelnych perfum Krisa.
Czasem zastanawiam się, jakim cudem oni tak dobrze się dogadują.
Są zupełnymi przeciwieństwami, a mimo wszystko rzadko kiedy się kłócą.
-Hej, hej co to za przytulanki-krzyknął z daleka Chen.
Uśmiechnęłam się do Tao i spojrzałam w stronę chłopaka.
Obok niego stał jeszcze Luhan.
-A co, zazdrośni ?
-Troszeczkę-zaśmiał się Chen i razem z Luhanem podbiegli do nas.
-Nie ma jeszcze Krisa i Xiumina?-spytał Luahn nerwowo patrząc na zegarek-Za niecałe trzy godziny mamy występ, musimy jeszcze zrobić próbę, a oni akurat dziś muszą się spóźnić-rozmasował ręką czoło.
-Spokojnie Lu, bo ci żyłka pęknie-mruknął Tao znudzonym głosem.
Poczekaliśmy jeszcze chwilę .
Xiumin i Kris przyszli (a raczej przybiegli ) niemal w tym samym czasie.
Nie czekając chwili  dłużej poszliśmy do naszej sali prób.
Ochroniarz jak zwykle bez problemu nas wpuścił i dał klucz do piwnicy.
Chłopacy poszli przodem a ja i Kris trzymaliśmy się z tyłu.
-Nie przeziębiłaś się wczoraj ?-spytał chłopak ukradkiem łapiąc mnie za rękę.
-Raczej nie-zaśmiałam się-A ty?
-O mnie się nie martw-posłał mi litościwy uśmiech.
-Jesteś moich chłopakiem, nie mogę się nie martwić.
Reszta zespołu zniknęła za drzwiami sali prób, a ja wraz z chłopakiem nadal stałam na korytarzu.
-Powiesz mi, dlaczego wczoraj poszedłeś do domu?
-Sophie, mówiłem ci, że to jeszcze nie ten czas...-zaczął cicho pochylając się nade mną.
-Ty na prawdę myślisz, że chodzi mi tylko o to? Przecież mogliśmy wejść do domu i porozmawiać o jakiś pierdołach, albo chociażby razem pomilczeć.Kris...brakuje mi ciebie, rozumiesz?
Chłopak westchnął i rozmasował ręką czoło-Przepraszam Sophie, nie chciałem cię znowu zawieść...
-N-nie, nie chodzi o to...wczoraj...wczoraj bardzo mi się podobało. Po prostu chciałabym spędzać z tobą czas częściej.
-Wiem,przepraszam...-chłopak objął mnie i przyciągnął do siebie- Obiecuję, że to się zmieni....
-Ej gołąbeczki-Chen wyjrzał zza drzwi-Nie chce wam przeszkadzać, ale za niecałe 3 godziny mamy występ...
-Już idziemy-niechętnie odsunęłam się od Krisa i posłałam mu smutny uśmiech.
Chłopak rzucił mi pełne otuchy spojrzenie i pogładził po policzku.
-Będzie dobrze.

***
-Denerwujecie się?-spytał Tao brzdąkając coś na swojej gitarze.
-Troszeczkę-odpowiedziałam.
-Daj spokój, nie pierwszy raz tu występujemy-powiedział Kris-Wyjdziesz na scenę, zaśpiewasz a potem będziesz zbierała oklaski.
-Tak, ale to pierwszy raz gdy występujemy z własnym utworem.
-W takim razie zbierzemy jeszcze więcej oklasków-powiedział pewnie Chen.
Przewróciłam oczami z uśmiechem na twarzy.
Ci chłopacy zdecydowanie potrafili dodać otuchy.
-Jesteście gotowi? -spytał nas menadżer kawiarni .
-Tak-odpowiedział Kris bez zastanowienia.
-W takim razie możecie już zaczynać- uśmiechnął się i gestem ręki wskazał żebyśmy weszli na scenę.
Jak zwykle goście powitali nad gromkimi brawami.
Wśród tej widowni mieliśmy już nawet kilku zagorzałych fanów, którzy nie opuścili ani jednego naszego występu .
W dużej mierze były to dziewczyny, miej-więcej w moim wieku, którym po prostu podobali się moi koledzy z zespołu.
Ja też miałam kilku fanów przeciwnej płci.
Na początku trochę mnie to peszyło, z czasem jednak przyzwyczaiłam się, a dopingowanie naszych "fanów" sprawiało, że jeszcze lepiej mi się śpiewało .
Chłopcy przygotowali instrumenty i już po chwili zaczęliśmy grać.
Niemalże od razu usłyszeliśmy wiwaty i odgłosy uznania.
Uśmiechnęłam się w duchu. To  miłe, że ludzie nas wspierają.
Wzięłam głęboki oddech po czym zaczęłam śpiewać.
Ponownie krzyki i oklaski.
Jednak warto było przesiedzieć tyle czasu w tej zagraconej piwnicy.
Te kilka minut, podczas których ludzie cieszą się naszą muzyką jest bezcenne.
Chłopcy byli bardzo skupieni na graniu.
Widać to było na ich twarzach, ale także słychać w melodii bez ani jednego fałszywego dźwięku.
Wszystko było idealne i zostało takie do końca występu.
W między czasie jednak, moją uwagę przykuła pewna kobieta ubrana w elegancką białą bluzkę i dopasowaną, ołówkową spódnicę.
Wyglądała na jakąś bizneswoman,a jej wzrok skupiony był na jednym z nas, nie wiem jednak na kim konkretnie.
Gdy tylko skończyliśmy grać kobieta zniknęła.
Wydawało mi się to odrobinę dziwne, jednak postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy.
-Dziękujemy-powiedział Luhan do mikrofonu .
Ukłoniliśmy się i w akompaniamencie oklasków zeszliśmy ze sceny.
Udaliśmy się do pomieszczenia na zapleczu, gdzie mieliśmy swoje rzeczy.
-Dobra robota-menadżer-Tłum wręcz oszalał. Nie sądziłem, że takie dzieciaki jak wy mogą wyskoczyć z tak dobrą muzyką-pokiwał głową z uznaniem.
-Dziękujemy panu, że mieliśmy okazję się wykazać-ukłoniłam się w stronę mężczyzny.
-Mam nadzieję, że to nie koniec naszej współpracy, co? No a tu macie małą nagrodę-podał mi białą kopertę.
-O nie...nie możemy tego przyjąć-powiedziałam zdziwiona
-Umawialiśmy się, że gramy za darmo...
-Ściągnęliście do mojego baru mnóstwo klientów! Dzięki wam obroty są dwa razy większe ,należy wam się.
-Nie potrzebujemy tych pieniędzy-powiedział Tao stanowczo, wyrywając kopertę z moich rąk i z powrotem oddając je mężczyźnie.
-Oh..no...w porządku. W takim razie musicie zostać i coś zjeść. Na koszt firmy!
-Pizza!-krzyknął uradowany Xiumin.
Wszyscy wykonaliśmy okrzyk radości i wraz z menadżerem baru poszliśmy zająć stolik .

***Dwa dni później***

Stałam na szkolnym korytarzu i rozmawiałam z moją dobrą koleżanką z klasy SooYoung.
Tak na prawdę to jedyna dziewczyna, z którą się zadaję.
Jest bardzo miła i szczera w odróżnieniu do dwulicowych lali, które stanowią większość uczennic naszej szkoły.
Moje lekcje się już skończyły jednak sporo uczniów z mojej klasy  siedziała jeszcze w szkole.
Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, a uczniowie już powoli zaczynają brać się za wszelakie poprawy. Zostają więc po zajęciach i starają się poprawić na lepsze oceny, albo po prostu zostają i spędzają wspólnie czas, jak ja i SooYoung.
Postanowiłyśmy wyjść na dziedziniec .Było tam jeszcze więcej osób niż w szkole.
Nic dziwnego, pogoda była piękna, a spędzanie czasu tutaj to była czysta przyjemność.
-Widziałam wasz ostatni występ-powiedziała dziewczyna siadając na ławce.
-Na prawdę?-zajęłam miejsce obok niej-Nie widziałam cię w barze.
-Nie mogłam przyjść, ale moja znajoma nagrała występ, a potem mi pokazała-odpowiedziała z uśmiechem-Byliście świetni! Na prawdę...tylko nie za bardzo słyszałam śpiew Luhana , bo ta moja znajoma podczas jego zwrotki CAŁY czas gadała, że jest boski, cudowny,przystojny ...-obie się zaśmiałyśmy-Hm...zupełnie jak ty kiedyś.
-Daj spokój-przewróciłam oczami-To było dawno! I to było tylko zauroczenie.
-Tak, tak...-poruszyła zabawnie brwiami-W gimnazjum prawie każda dziewczyna się w nim kochała...ale ty pobiłaś je wszystkie.
-Przestań!-walnęłam ją w ramie rozbawiona-Zresztą wiesz,że ma dziewczynę?
-Kto ?Luhan?-jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
Kiwnęłam twierdząco głową.
-Powinnaś ją kojarzyć. Taka amerykanka od nas ze szkoły...
-W naszej szkole jest mnóstwo amerykanów-mruknęła poprawiając włosy.
-Taka brunetka, Nicole.
-Tak czy siak, jak moja znajoma się o tym dowie...-dziewczyna zadrżała-Nie chcę o tym myśleć.
Obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu.
Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam uśmiechniętego Krisa.
-Tu jesteś, wszędzie cie szukałem. Nie przeszkadzam?-spojrzał znacząco na SooYoung .
-Nie-dziewczyna się uśmiechnęła-To...ja może już pójdę.
-Nie! No co ty-chłopak pomachał rękami-Zajmę tylko chwilę. Sophie, robisz coś po szkole?
-Już jest "po szkole"- mruknęłam.
-Dla ciebie tak. Ja mam jeszcze dodatkową lekcje....tak czy siak, do miasta przyjechało wesołe miasteczko. Może się wybierzemy?-spytał ze słodkim uśmiechem.
Ukradkiem spojrzałam na SooYoung . Wyglądała, jakby chciała zrobić długie, rozkoszne "Oooo".
-Czemu nie-wzruszyłam ramionami i obdarzyłam chłopaka uśmiechem.
-Super. To co, poczekasz tu na mnie?
-Mhm...-przytaknęłam poprawiając niesforny kosmyk na włosach chłopaka.
-Ok, to za godzinę będę-pocałował mnie w policzek.
Trochę mnie to zdziwiło, bo Kris nie za bardzo lubi okazywać uczucia przy innych.
-Na razie-pomachał do mojej koleżanki i pobiegł na lekcję.
SooYoung westchnęła z zachwytem.-Jak ja ci zazdroszczę takiego chłopaka...miły, przystojny, uzdolniony, uroczy...ideał.
Zaśmiałam się.-Bez przesady...znaczy,oczywiście Kris jest cudowny, ale ma też wady.
-Ale wiesz o co mi chodzi...ma wszystkie cechy jakie powinien mieć idealny chłopak.
I mimo wszystko, że prawie każda dziewczyna w szkole na niego leci, on widzi tylko i wyłącznie ciebie.To piękne...
Spuściłam głowę i uśmiechnęłam się.
Faktycznie, Krisa pod wieloma względami można nazwać "ideałem".
-Ty też znajdziesz odpowiedniego chłopaka-poklepałam ją po ramieniu-Jesteś mądra, ładna, szczera.
Dziewczyna parsknęła-Gadanie...
Mój wzrok powędrował w stronę boiska, gdzie jakaś grupka chłopaków grała w nogę.
Jeden przykuł moja uwagę.
-Na co tak patrzysz? Ooo...ten no...Kai? To Kai prawda?-kiwnęłam głową w odpowiedzi.
-Przefarbował włosy na blond.Kurcze-jęknęła SooYoung-Dlaczego musi wyglądać aż tak dobrze?
Zaśmiałam się.
Kai'a znam osobiście. Jest o rok starszy od nas i chodzi na zajęcia taneczne z moim bratem.
To właśnie on nas kiedyś zapoznał.
Nie rozmawiałam z nim jednak zbyt wiele.
-Nie gap się tak na niego-dziewczyna szturchnęła mnie ramieniem.
-To raczej on się gapi...i to chyba nawet na ciebie-uśmiechnęłam się do zaskoczonej dziewczyny.
Z powrotem spojrzałam na chłopaka.
On również spojrzał w naszą stronę. Uśmiechnął się i pomachał podczas biegu.
Razem z SooYoung odwzajemniłyśmy gest.
Dziewczyna była już cała czerwona.
-To o czym gadałyśmy?-spytałam uszczypliwie.
-Zamknij się-zaśmiała się i walnęła mnie w ramię.

***
-Eh...dlaczego wesołe miasteczko jest czynne tylko do 22...-mruknęłam niezadowolona.
-Sophie, daj spokój !Siedzieliśmy tu jakieś 4 godziny...-jęknął zrezygnowany Kris.
-Dobrze, że chociaż zdążyliśmy kupić  watę cukrową przed zamknięciem-urwałam kawałek waty i z satysfakcją włożyłam go do ust.
Chłopak parsknął-Kolejną watę-poprawił mnie.
Zaśmiałam się po czym zamachałam smakołykiem w powietrzu.
-Chcesz trochę?
Kris pokręcił przecząco głową.
-A jak bym cię nakarmiła?
Chłopak spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.
-Chyba, że tak.
Urwałam kolejny kawałek waty i podałam do ust chłopakowi.
Szliśmy w mniej określonym kierunku śmiejąc się i wygłupiając.
-Jesteś już zmęczona?-spytał troskliwie chłopak.
-Nie-pokiwałam przecząco głową-A co?
-Bo chciałem zabrać cię w jedno miejsce,to niedaleko stąd.
-Jasne. Możemy tam pójść.
Chłopak delikatnie pociągnął mnie za rękę i zaczął prowadzić.
Nie miałam pojęcia gdzie jestem, jednak nie bałam się.
Ufam Krisowi, on wie co robi.
Szliśmy tak przez jakieś 10 minut, aż w końcu znaleźliśmy się w parku.
Kris poprowadził mnie na jakąś...górkę? Była tu duża, oświetlana fontanna. jednak oprócz niej było tu zupełnie pusto.
Dosłownie kilak drzewek i mała, kamienista ścieżka.
Rzuciłam chłopakowi pytające spojrzenie.
Ten tylko się uśmiechnął i mocniej ścisnął moją dłoń.
Poszliśmy jeszcze kawałek dalej.
Kris wyraźnie czegoś szukał.
W końcu przystał pryz jakimś głazie i uśmiechnął się triumfalnie-To tutaj.
-Ale...tu nic nie ma-mruknęłam bez przekonania.
Chłopak rzucił mi tajemniczy uśmiech i gestem ręki wskazał żebym usiadła.
Zajęłam więc miejsce na trawie.
On usadowił się tuż za mną i objął mnie rękami, opierając głowę na moim ramieniu.
-A teraz spójrz w górę-wyszeptał mi prosto do ucha.
Uniosłam lekko głowę i popatrzyłam na przepełnione gwiazdami niebo. Były ich setki, a nawet tysiące .
Świeciły mocnym światłem, tworząc coś niewyobrażalnie pięknego.
-Cudowne...-westchnęłam z zachwytem.
-Nie znajdziesz lepszego miejsca na oglądanie gwiazd,niż to.
Na dźwięk jego głosu zadrżałam.
Ta chwila była po prostu idealna.
Złapałam dłonie Krisa, oplecione wokół mojej talii i mocno zacisnęłam.
Oparłam głowę o jego pierś i spojrzałam na niego.
-Kocham cię...
Chłopak w odpowiedzi tylko uśmiechnął się czule.
Powoli zbliżył twarz do mojej i spojrzał w moje oczy.
Patrzył tak przez jakiś czas po czym zbliżył się jeszcze bardziej.
Nasze usta już prawie się stykały gdy chłopak wyszeptał- Ja ciebie też.

                                                                                                                                       Karmelove

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

You Are Loved 1


It's ok to be disappointed...



Biegłam ile sił w nogach przez korytarz.
Szkoła była niemalże pusta. Uczniowie już porozchodzili się do domów i zaczęli weekend, a nauczyciele odsiadywali jeszcze swoje dodatkowe godziny i robili bardziej lub mniej pożyteczne rzeczy.
Breloczki przy mojej torbie wydawały charakterystyczny dźwięk, jednak ja nie zwróciłam na nie większej uwagi.
Zwolniłam i wyjęłam telefon z kieszeni mojej marynarki.
Była częścią mojego szkolnego mundurku, jednak w połączeniu z długą, białą koszulką z wizerunkiem myszki Mickey i krótkimi czarnymi spodenkami, których praktycznie nie było widać
wyglądała...ciekawie.
Jak zwykle po zakończeniu lekcji od razu poszłam się przebrać w damskiej toalecie, jednak marynarka nie zmieściła mi się do torby, a że nie chciało mi się jej nosić w rękach...to zostałam...hipsterem?
Przez chwilę zastanowiłam się nad głupotą, która właśnie narodziła się w mojej głowie po czym spojrzałam na ekran telefonu.
Kurczę! Jestem spóźniona już pół godziny!
Wzięłam głęboki wdech po czym znowu zaczęłam biec.
Skierowałam się w stronę schodów i przeskakując co kilka stopni zbiegłam na dół.
Pokonałam tak aż trzy piętra po czym pokierowałam się do szkolnej piwnicy.
Skręciłam w prawo i moim oczom ukazał się zagracony korytarz.
Woźne chyba nigdy tu nie zaglądają...
Ominęłam wszech obecne kartony po czym skierowałam się do ostatnich drzwi po prawo.
Bez większego namysłu nacisnęłam na klamkę i wparowałam do środka:
-Sorry za spóźnienie- wysapałam rzucając torbę na podłogę.
Wzrok pięciu chłopaków skierował się w moją stronę.
-Już mieliśmy po ciebie dzwonić- mruknął znudzony Xiumin.
Posłałam mu litościwe spojrzenie po czym uśmiechnęłam się:
-Byłabym wcześniej, ale miałam poprawę z fizyki... na którą się spóźniłam. Facet zamiast dać mi zadania i nie przedłużać, zaczął prawić mi kazanie jaka to ja jestem nieodpowiedzialna i tak dalej...
-I co?-spytał Kris podając mi butelkę wody.
-3+-opowiedziałam z triumfalnym uśmiechem.
Chłopak odwzajemnił gest. To była bardzo dobra wiadomość.
Jeśli bym  nie poprawiła tego sprawdzianu, z naszych dzisiejszych planów byłyby nici...a dla mnie to by była kompletna katastrofa.
-Możemy w końcu zaczynać?-spytał Tao wzdychając.
-Jasne-ustawiłam się na swoje miejsce.
Poprawiłam mikrofon i rzuciłam pytające spojrzenie Luhanowi.
Ten skinął głową na znak, że jest gotowy.
Chen zastukał pałeczkami po czym zaczął walić w bębny.
Pozostali już po chwili dołączyli do niego grając na swoich instrumentach.
Nieświadomie  zaczęłam kołysać się w rytm muzyki.
Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Ta piosenka to było nasze dzieło. Wcześniej zajmowaliśmy się tylko coverami, a teraz możemy pochwalić się własnym repertuarem.
Tekst i muzykę skomponowali Luhan i Kris, jednak wszyscy bardzo ciężko pracowaliśmy nad tym, żeby piosenka brzmiała dobrze. Wszyscy włożyliśmy w nią mnóstwo wysiłku, czasu, a nawet łez.
Wsłuchiwałam się w melodię.
Gdy Luhan zaczął śpiewać, moim ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz.
Uwielbiam to uczucie: jednocześnie czuję się zdeterminowana i przerażona.
A co jak zapomnę tekstu? A co jeśli mój głos nagle się załamie...?
Z moich ust wydobyły się pierwsze dźwięki.
Starałam się nie myśleć o tym, że reszta chłopaków mnie słucha...w końcu kiedyś i inni ludzie mnie usłyszą.
Niby już dawno pokonałam swoją nieśmiałość, jednak odrobina niepokoju przed zetknięciem z porażką zawsze zawita w moim sercu w takim momencie, kiedy tego najbardziej bym nie chciała.
Ale teraz...nie.
Zaszliśmy za daleko by się poddać. To nie jest miejsca na zastanawianie się czy nieśmiałość.
Właśnie dlatego kocham śpiewać. Wtedy czuję się wolna od wszystkich swoich słabość i to pozytywnie odbija się na moim głosie.
Gdy skończyłam śpiewać swoją część spojrzałam przelotnie w stronę Krisa.
On akurat w tym samym momencie spojrzał na mnie. Nasze oczy się spotkały, a ja nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. On zresztą też.
Już nie mogę się doczekać końca próby...jestem taka podekscytowana!
Dzisiejszy dzień jest taki wyjątkowy...
Nagle muzyka ustała. Luhan szturchnął mnie ramieniem i zrobił niezadowoloną minę.
-C-co?-potrząsnęłam głową zdezorientowana.
-Przegapiłaś swoją partię...
-A-a...sorry...jestem trochę rozkojarzona.
-To zrozumiałe-wtrącił Chen patrząc na mnie i na Krisa.
Reszta przytaknęła mu z uśmiechem.
Moje policzki oblały się rumieńcem, a Kris zaśmiał się nerwowo.

Próba trwała jeszcze jakieś pół godziny.
Zazwyczaj siedzimy w tej piwnicy do wieczora, dziś jednak chłopcy widząc moje rozkojarzenie dali dziś spokój.
Jeśli chodzi o TAKIE kwestie, to są bardzo wyrozumiali.
Uwielbiam ich, są moim przyjaciółmi od gimnazjum, a zespół założyliśmy na początku liceum.
Na początku było bardzo trudno, z czasem jednak bez słów zaczęliśmy rozumieć siebie na wzajem.
Może nie wiem o nich zbyt wiele, ale mam wrażenie, że on znają mnie na wylot.
A szczególnie Tao i Kris.
To im ufam najbardziej. Mogę im wszystko powiedzieć...zresztą nie muszę-oni lepiej wiedzą czego potrzebuję niż ja sama.
Kocham tych chłopaków i każdego dnia dziękuję za takich wspaniałych ludzi, którzy mnie otaczają.
Podziwiam też ich przyjaźń.
Tao i Kris znają się od dziecka i mimo wielu przeciwieństw losu, nadal bezgranicznie sobie ufają. Czasem mam wrażenie, że przeszkadzam w ich relacji, jednak oni nigdy nie pozwalają mi tak myśleć.  Są po prostu bezcenni.

Ogarnęliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy przed szkołę.
Tao jak zwykle taszczył swoją gitarę.
Mógł ją zostawić w szkole,zamknęlibyśmy ją w naszej sali prób jak resztę instrumentów, ale on wolał codziennie przynosić ją z domu do szkoły i z powrotem.
Podejrzewam, że chłopak ćwiczy nie tylko na próbach ale i w domu.
-Dobra-powiedział Tao stając w miejscu, w rękach przewracając kluczyk do swojego samochodu.
-No to udanego popołudnia-uśmiechnął się przyjaźnie -No i...gratulacje-poklepał Krisa po ramieniu, a mnie przytulił.
-D-dzięki-wydukałam lekko zmieszana.
Reszta chłopaków poszła w jego ślady.
Życzyli nam udanego weekendu po czym po rozchodzili się w swoją stronę.
Chen i Luhan jak zwykle zaczęli się ścigać w stronę rzeki, Xiumin założył słuchawki na uszy i nie zwracając uwagi na świat dookoła  powędrował w dół ulicy, a Tao odpalił swoje nowiutkie, czarne BMV i odjechał.
Z tego co wiem to rodzice chłopaka są bardzo bogaci.
Do tego Tao jest jedynakiem. Nie szczędzą więc pieniędzy na swoje jedyne dziecko.
Czasem czuję się dziwnie w jego towarzystwie. Mam wrażenie, że wszystko co robię w porównaniu do niego jest proste i żałosne.
Wbrew pozorom jednak Tao jest bardzo miły i zabawny.
Nigdy się nie wywyższa, wręcz przeciwnie. Sprawia by w jego towarzystwie każdy czuł się wyjątkowy. Podziwiam go za to.
Z zamyślenia wyrwał mnie Kris.
Złapał mnie za rękę i odwrócił się w moją stronę-To wyjątkowy dzień-chłopak pokazał swoje idealnie białe zęby w pięknym uśmiechu.
-To już dwa lata...-uniosłam głowę by móc spojrzeć w jego karmelowe oczy.
-Mam coś dla ciebie-powiedział sięgając do kieszeni.
Podążyłam wzrokiem za jego dłonią.
Kris wyciągnął z kieszeni małe, brązowe pudełeczko i popatrzył na nie z dumą.
Podał mi je z wyczekującym spojrzeniem.
Uśmiechnęłam się nerwowo i powoli uchyliłam wieczko.
Moim oczom ukazała się srebrna bransoletka z przypinką w kształcie serca.
Wyjęłam ją i przyjrzałam się jej bliżej.
Na sercu wygrawerowany był napis "You Are Loved".
Westchnęłam cicho z zachwytu-J-jest piękna-wyszeptałam wpatrując się w napis.
-Chcę żeby ci to przypomniało, jak wartościową osobą jesteś...nie tylko dla mnie.Każdy kto cię zna pokocha twoją osobowość.
-Kris, ale...ja nie mam nic dla ciebie-spuściłam głowę.
Jak zwykle musiałam coś spieprzyć...
-Co ty gadasz! Przede mną właśnie stoi najbardziej wartościowa osoba na całym świecie...to mi wystarcza.
-Jestem twoja-powiedziałam przytulając się do chłopaka.
Ten objął mnie silnymi ramionami i oparł brodę na mojej głowie.
-Kocham cię.
-Ja też cię kocham Sophie...przez te dwa lata pokochałem cię jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.
Ponownie spojrzałam w oczy chłopaka po czym zaśmiałam się-Nie uważasz,że to wszystko brzmi jak w tych filmach romantycznych?
-Ty to potrafisz popsuć chwilę...-mruknął po czym poczochrał mnie po włosach-Tak,tak właśnie uważam. I zamierzam cię zabrać na taki właśnie film.
-Chcesz iść....do kina?-spytałam z mniejszym entuzjazmem .
-Mhm-chłopak przytaknął po czym pociągnął mnie za rękę-Chodź, mamy seans za pół godziny.

***
-Nie podobał ci się film prawda?-spytałam patrząc na nocne niebo.
Zbierały się deszczowe chmury.
Mam nadzieję, że się nie rozpada, bo do domu mamy stąd kawałek .
-Nie, dlaczego?-Kris wymusił uśmiech i złapał mnie za rękę.
Spletliśmy nasze palce i wymachiwaliśmy rękami w górę i w dół, niczym małe dzieci.
-Nie lubisz takich filmów-mruknęłam-A szczególnie wyciskaczy łez jak ten. A tak przy okazji...jak możesz być taki bezuczuciowy!
-Bywa-wzruszył ramionami po czym oboje się zaśmialiśmy.
-Wiesz, nie chciałem cię zabierać na kolejny horror, przez którego część i tak byś zasłaniała oczy...
-Lubię oglądać horrory z tobą!-przystanęłam ciągnąc chłopaka za rękę.
Ten odwrócił się w moją stronę i podszedł bliżej-Może trochę się boję... -chłopak uniósł brew-dobra, może bardziej niż trochę, ale lubię to! Wiesz, czasem tylko udaję, żebyś miał okazje objąć mnie ramieniem i trochę uspokoić.
-Mhm...jasne. Ja uważam,że po prostu jesteś małym tchórzem-ponownie zaczęliśmy iść w stronę domu.
-Nie jestem tchórzem!
-Nie? To dlaczego bałaś się chodzić do piwnicy jak ci wkręciłem, że tam straszy?
-Pff....to nie to samo . Obejrzałam za dużo tych głupich horrorów, żeby się nie bać-przewróciłam oczami.
-Głupia...-chłopak zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
Szliśmy tak i rozmawialiśmy przez większość drogi.
Nagle zaczęło padać,jednak my nie zwróciliśmy na to uwagi.
Starałam się nacieszyć tą chwilą.
Rzadko kiedy spędzamy czas tylko we dwoje, jednak kiedy już tak się stanie, te chwile są cudowne.
Uwielbiam towarzystwo Krisa. Uwielbiam jego męski głos, jego ciemne, miękkie włosy, karmelowe oczy, silne ramiona, którymi mnie obejmuje....delikatne usta,których tak rzadko mogę zasmakować...
-Nie wierzę, że minęły już dwa lata- chłopak westchnął- Mam wrażenie jak by minęło dopiero kilka miesięcy.
Zaśmiałam się-Już niedługo będziemy mieli całe wakacje dla siebie. Okrągłe dwa miesiące tylko dla naszej dwójki...-przyległam do piersi chłopaka.
Jego koszulka była już cała mokra, jednak nie obchodziło mnie to.
Mimo wszystko od ciała chłopaka biło ciepło,tak jak zawsze.
-Dla nas...i zespołu-poprawił mnie. Posłałam mu groźne spojrzenie.
-Nie możemy dać sobie spokój przez wakacje? Cały rok ćwiczyliśmy, jesteśmy już całkiem dobrzy!
-Ale nie wystarczająco. Jeśli chcemy coś osiągnąć...
-A chcemy?
Kris po chwili wzruszył ramionami-Tak mi się wydaje. W końcu nie pracujemy tak ciężko, żeby to potem tak zostawić...
-Gramy dla siebie samych. Bynajmniej tak było na początku...
-Nieważne. Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj. To nasz dzień...-pocałował mnie w czoło.
Westchnęłam i pokiwałam głową-Masz rację. Cieszmy się chwilą.

Byliśmy już pod moim domem. Schowaliśmy się pod daszkiem okrywającym furtkę.
-Chcesz parasolkę?-spytałam ściągając przemoknięty kaptur z głowy.
-Dzięki,dam radę -chłopak uśmiechnął się- dzisiejszy  dzień był wspaniały
-Mi też się podobało. I dziękuję za bransoletkę, jest cudowna...
Kris pogładził mnie po policzku z czułym uśmiechem na ustach.
Oparł czoło na moim i spojrzał mi prosto w oczy.
Czułam jak moje ciało zaczyna lekko drżeć.
-Kocham cię Sophie-delikatnie złączył nasze usta.
Przyciągnął mnie mocniej do siebie.
Czułam bicie jego serca,oraz żar bijący z jego ciała.
Oddałabym wszystko żeby ta chwila trwała wiecznie...nie obchodził  mnie deszcz(a raczej ulewa), rodzice, których i tak ich nie było w domu, ani brat, który nie dał by mi spokoju gdyby to zobaczył.
W tym momencie liczy się tylko Kris.
Jego miękkie usta, przymknięte oczy  i niespokojny oddech.
Czułam jak do moich oczu napływają łzy.
Zacisnęłam dłonie na jego koszulce.
To wszystko było takie piękne. Bałam się, że to tylko sen.
Kris powoli oderwał usta od moich warg.
Spojrzał na mnie wyczekującym wzrokiem, jak by chciał wiedzieć, czy dobrze zrobił.
Uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam w policzek.
Nie chcę ,żeby to wszystko już się skończyło...
-A może...pójdziemy do mnie?-spuściłam wzrok i przygryzłam lekko wargę.
Kris zaśmiał się cicho i pokręcił przecząco głową.
-A-ale...dlaczego? Kris jesteśmy ze sobą już dwa lata....kocham cię. Jestem tego pewna i...
-To jeszcze nie jest odpowiednia chwila-pogładził czubkiem nosa moją szyję-Spokojnie, mamy czas.
-Kris...-byłam zawiedziona.
Tak bardzo chciałam z nim zostać jeszcze trochę, ale jak zwykle wszystko musi się skończyć w najlepszym momencie.
-Dobranoc-cmoknął mnie w czoło po czym pobiegł w stronę swojego domu.
Stałam tak przez jakiś czas patrząc na ciemną, zalaną deszczem ulicę.
Westchnęłam zrezygnowana i pchnęłam żelazną furtkę.
Czym prędzej weszłam do domu i zdjęłam mokre buty w przedpokoju.
Było już grubo po 23.
Po cichu wślizgnęłam się do kuchni i wyjęłam mleko z lodówki.
Wypiłam dwa potężne łyki po czym przetarłam usta dłonią.
Nagle światło  rozświetliło całe pomieszczenie.
-Nie pije się z gwinta-Chanyeol wyrwał mi butelkę z ręki i sam wziął kilka łyków.
-Pacanie, przestraszyłeś mnie!-walnęłam go w ramię.
Ten zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów i uniósł brew-Byłaś cały czas na dworze ?
-Nie twoja sprawa-mruknęłam przeczesując mokre włosy placami .
-Ouu...mój przyszły szwagier się nie postarał-chłopak pokiwał przecząco głową.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Od kiedy ja i Kris jesteśmy parą ,Chanyeol mówi na niego "szwagier".
Czasem to na prawdę brzmi komicznie
-Ale...hm...myślałem,że ty siostrzyczko przejmiesz inicjatywę.W końcu macie prawie pusty dom....
-Właśnie, prawie-zmierzyłam go litościwym wzrokiem i usiadłam przy stole wgryzając się w jabłko.
-Wiesz, za małą opłatą i mnie byś się pozbyła...ah wiem! Pewnie bałaś się. że wydałbym cię rodzicom, co?
-Nie...to raczej ty byś się bał. Znam dużo twoich sekretów .
-Sekretów?-parsknął-Niby jakich ?
-Pamiętasz dziewczynę o imieniu Sang Won?-spytałam z przekąsem.
Chłopak przez chwilę milczał.
- Ok 1:0 dla ciebie-usiadł na przeciwko mnie-Próbuję ci tylko powiedzieć, że ja w twoim wieku miałem to już za sobą...
-Daj spokój-walnęłam głową w blat stołu.
-Eh, tę rozmowę chyba muszę przeprowadzić ze szwagrem.
Taa...przydałoby się....NIE!
Wcale tak nie pomyślałam! Ah, nie panuję nad własnymi myślami....
-Ani-mi-się-waż-syknęłam.
Chłopak przesłał mi całusa i poklepał po głowie.
-Wiesz, że lubię się z tobą droczyć. No, idź się przebrać i pamiętaj, że jakbyś chciała o czymś pogadać to mnie szukaj.
-Tak, tak. Drzwi na przeciwko moich, powinnam trafić....dzięki-powiedziałam już ciszej.
-Co?-chłopak przystawił rękę do ucha-Coś mówiłaś? Możesz powtórzyć?-nabijał się.
-Dzięki!-wrzasnęłam i rzuciłam w nim jabłkiem po czym roześmiana pobiegłam do swojego pokoju.

Karmelove