niedziela, 19 października 2014

You Are loved 8

It's okay to start again...


Nadszedł dzień spotkania w wytwórni .
Mimo tego, że byliśmy tam umówieni dopiero późnym wieczorem to od rana już czułam się podekscytowana.
Na reszcie...na reszcie wszystko się układa.
Stanęłam przed lustrem i poprawiłam roztrzepane włosy.
Zlustrowałam się od góry do dołu po czym tylko pokręciłam głową ze zrezygnowaniem.
Leniwym krokiem zeszłam po schodach i udałam się do kuchni.
-Dobrze wiesz, że nie mogę wziąć urlopu-usłyszałam głos ojczyma.
-Rozumiem, że masz ciężką pracę, ale nie zauważyłeś, że ciągle nie ma cie w domu? Dzieci już pewnie nie pamiętają jak wyglądasz!-wrzasnęła mama stawiając coś z wielkim hukiem na blat stołu.
Cofnęłam się o kilka schodków i przysunęłam  do ściany.
Kątem oka zobaczyłam, że z przeciwnej strony idzie Chanyeol.
Zmierzał w kierunku kuchni.
Zaczęłam nerwowo do niego machać ,żeby się zatrzymał.
Gdy chłopak mnie zobaczył, kiwnął głową i również trochę oddalił się od wejścia do kuchni.
-Tak? Chcesz to mogę zmienić pracę! Nie ma sprawy! Tylko wtedy zapomnij o markowych ubraniach dla siebie i swojej córki, o jedzeniu w restauracjach raz w tygodniu i o tym pięknym domu, o którym podobno marzyłaś! Nie ma sprawy, mogę się zwolnić już dziś!
-Człowieku co się z tobą dzieje...-głos mamy się załamał-Kompletnie straciłeś głowę dla pieniędzy...
-To nie prawda-syknął ojczym-To ty ciągle marudzisz.
-Zapomniałeś co mi ciągle powtarzasz? Że najważniejsza jest rodzina?
Nastała cisza. Tak potężna, że słychać było tylko tykanie zegara wiszącego w kuchni.
-Wychodzę, wrócę późno-powiedział mężczyzna i wyszedł z kuchni.
Czym prędzej przysunęłam się mocniej do ściany i wstrzymałam oddech.
Ojczym jednak musiał nas zauważyć.
-Dzieci? Co wy tu robicie?-popatrzył to na mnie to na Chanyeola.
-Ja...no...idę się napić-mruknął brunet  wkładając ręce do kieszeni i wszedł do kuchni.
Mężczyzna uniósł brew i rzucił mi pytające spojrzenie.
-Ja właśnie wstałam-podrapałam się nerwowo po karku.
Przeskoczyłam kilka schodków i również znalazłam się w pomieszczeniu.
Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, a zaraz po tym odgłos zapalanego silnika.
Spojrzałam na mamę-była wyraźnie zdenerwowana.
Pukała palcami w swój kubek z kawą, zapatrzona w blat stołu.
-W porządku?-spytał Chanyeol kładąc rękę na jej ramieniu.
-T-tak....wszystko gra-mama wymusiła uśmiech i upiła łyk gorącej kawy.
Spojrzałam na nią niepewnie po czym wyjęłam miskę z szafki.
Nalałam do niej mleka i wsypałam górę czekoladowych płatków.
Ostrożnie przeniosłam pełną miskę z blatu na stół i usiadłam.
-Chanyeol, jak wczoraj było na imprezie?
-Spoko-odpowiedział krótko gryząc kawałek suchej bułki.
-Był alkohol?-spytałam rzucając mu ukradkowe spojrzenie.
-Był-chłopak wzruszył ramionami.
-Czyżby mój braciszek miał kaca?
-Wpiłem tylko dwa piwa...
-Poznałeś może jakąś dziewczynę?-moja mama poruszyła zabawnie brwiami .
-Byli tam sami chłopacy...-brunet uporczywie przyglądał się swojej nadgryzionej bułce.
Moja mama zamarła z kubkiem przy ustach, a ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
-O jeju-jęknął Chanyeol-To była męska impreza! Piliśmy, graliśmy na konsoli...
-Może chcesz nam coś powiedzieć?-spytała wyraźnie zaniepokojona kobieta.
-Kiedy GO poznany?-położyłam rękę na ramieniu chłopaka nie próbując ukryć złośliwego uśmiechu.
-Dajcie spokój!To po prostu była impreza dla FACETÓW jasne?
Nie dla FACETÓW lubiących I-NYCH FACETÓW.
-Dobrze, dobrze nie bulwersuj się tak braciszku-wstałam by odłożyć miskę do zlewu i dałam chłopakowi buziaka w policzek.
Moja mama pokręciła tylko głową z rozbawieniem i spojrzała w moją stronę.
-A ty Sophie? Pewnie nie dajesz teraz spokoju Krisowi?
Czułam jak na mojej twarzy maluje się rumieniec.
Kiwnęłam tylko głową i wlepiłam wzrok w swoje dłonie.
-Kiedy go zaprosisz?
-Właśnie, szwagra dawno u nas nie było-przyznał Chanyeol.
-Spokojnie, niedługo go przyprowadzę-mruknęłam beznamiętnie nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
-Właśnie, Meg -zwrócił się chłopak do mojej mamy-Będę mógł zaprosić kolegów na noc, nie ?
-Kiedy?
-Tak jakoś w przyszłym tygodniu.
-Myślę, że tak-obdarzyła go uśmiechem po czym zaczęła przeglądać coś w telefonie.
-Oppa~
Brunet rzucił mi pytające spojrzenie.
-Masz dziś trening?
-Hmmm....-zamyślił się-Nie, dziś nie .
-Ja też do wieczora jestem wolna, to może byśmy gdzieś wyskoczyli. Wiesz jak brat z siostrą-walnęłam go "przyjacielsko" w ramię .
Chłopak uniósł brew-Czego ode mnie chcesz?
-Skąd ten pomysł?-zrobiłam minę szczeniaczka-Po prostu chcę  wyjść gdzieś z moim braciszkiem.
Chanyeol przyglądał mi się uważnie po czym powoli kiwnął głową.
-Czemu nie-mruknął wzruszając ramionami.
Uśmiechnęłam się triumfalnie i przerzuciłam wzrok na mamę.
-Mamo~
-Torebka jest w korytarzu-odpowiedziała kobieta nie podnosząc wzroku znad telefonu.
-Dziękuję-odpowiedziałam dźwięcznie po czym w podskokach udałam się do korytarza.
Wyjęłam kilka banknotów z portfela mamy i pobiegłam na górę żeby się ogarnąć.

***
-Aigoo...ale się najadłam-jęknęłam osuwając się na krześle.
Chanyeol popatrzył na mnie z politowaniem i kiwnął głową na kelnerkę.
-Już dziś chyba nic nie zjem...
-Oboje dobrze wiemy, że jeśli zobaczyłabyś teraz coś do jedzenia to byś się na to rzuciła...-chłopak przewrócił oczami.
-Wcale nie! Mówię, że jestem pełna to tak jest-wytchnęłam mu język-Poza tym to powinieneś się cieszyć! Co to za oppa, który wypuściłby głodną dziewczynę z restauracji! Ciesz się, że jesteś dobrym braciszkiem-pochyliłam się nad stołem i poczochrałam chłopaka po włosach.
Ten odtrącił moją rękę i podał pieniądze kelnerce, która właśnie podeszła do naszego stolika.
Dziewczyna posłała mu ukradkowe spojrzenie spod gęstej grzywki włosów.
Zaciskając banknoty w dłoni odwróciła się i poszła w stronę barku.
-A później będę słuchać jęczenia "O Boże jaka jestem gruba!"-próbował imitować mój głos (z naciskiem na "próbował").
Przewróciłam oczami i wlepiłam wzrok w ulice ze oknem.
Przypatrywałam się z uwagą przechodniom, sklepom i kawiarniom.
-Oppa, tam jest budka z lodami!-wskazałam palcem w mniej określonym kierunku.
-"Oppa, ale się najadłam, już nic dziś nie zjem"-znowu mnie udawał, kręcąc przy tym zamaszyście dłonią.
-Oj daj spokój-jęknęłam-Nie kupisz swojej kochanej siostrzyczce lodów?
Przybrałam najbardziej uroczą minę na jaką mnie było stać i zatrzepotałam rzęsami.
Chanyeol tylko przewrócił oczami ze zrezygnowaniem.
Wiedziałam, że to na niego zadziała. Zawsze działa.
-Ale tylko jedna gałka.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i razem z chłopakiem wstaliśmy od stołu.
Żegnając młodą kelnerkę wyszliśmy z restauracji .
Gdy tylko znaleźliśmy się za szklanymi drzwiami wzięłam brata pod rękę i szepnęłam mu na ucho:
-Spodobałeś się jej.
-Co? Komu?-chłopak zmarszczył brwi.
-Nie udawaj głupiego-walnęłam go w ramię-Kelnerce, a komu?
-Na prawdę? Znaczy ,wiesz nic dziwnego-odgarnął demonstracyjnie grzywkę z czoła.
Powędrowałam za jego wzrokiem i zobaczyłam za szybą kawiarni ową kelnerkę sprzątającą nasz stolik.
Dziewczyna nagle podniosła wzrok po czym momentalnie się zarumieniła posyłając nieśmiały uśmiech w stronę bruneta.
Chłopak odwzajemnił gest z ogromną charyzmą wypisaną na twarzy.
-Oppa...
-Nie teraz, oczarowuję śliczną kelnerkę-syknął nie pozwalając by jego wspaniały wyraz twarzy się zmienił.
Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i rozejrzałam się dookoła.
Moim oczom ukazała się rozwiana blond czupryna idąca w drugiego końca chodnika.
Zgrabna, wysoka sylwetka i ten pewny wyraz twarzy.
Oczywiście wszystkie wyżej wymienione rzeczy nie należały do nikogo innego jak do Kaia.
Zaklęłam w myślach i desperacko szturchnęłam Chanyeola w bok.
-Co?-jęknął z poirytowaniem.
-Daj mi kasę, sama pójdę na te lody-mruknęłam nie odwracając wzroku od blondyna, który wolnym krokiem zbliżał się do nas.
-Masz i daj mi spokój-brat wręczył mi resztę pieniędzy jaka nam została.
Wydukałam "dzięki" i czym prędzej udałam się w stronę lodziarni po drugiej stronie ulicy.
Nie odwracając się za siebie weszłam do pomieszczenia i utopiłam się w dosłownie wszechobecnym różu.
Zamrugałam szybko powiekami by przyzwyczaić się do jaskrawych ścian i podeszłam do lady.
Zamówiłam swoje ulubione lody karmelowe, zapłaciłam i ociągając się podeszłam do szklanych drzwi. Chciałam zobaczyć czy Kai rozmawia z Chanyeolem, jednak jak na złość kawałek murku
zasłaniał widok.
Westchnęłam zrezygnowana i założyłam swoje okulary przeciwsłoneczne na nos.
Na prawdę wolałabym uniknąć spotkania z Kai'em.
Po ostatnim incydencie, który zdarzył się w szkole, raczej nie mam mu nic do powiedzenia.
Uchyliłam drzwi i niepewnie wyszłam z lodziarni.
Cholera, stoją tam i gadają.
Chciałam szybko się odwrócić i z powrotem wejść do pomieszczenia, jednak akurat Chanyeol wskazał w moją stronę i kiwnął ręką bym do nic przyszła.
Po raz kolejny już przeklęłam w myślach i powoli przeszłam przez pasy.
Starając się nie patrzeć na Kai'a podeszłam do chłopaków.
-Hej Sophie-uśmiechnął się blondyn.
-Hej-mruknęłam zajmując się swoim lodem.
-Co słychać? Jak wakacje ?
-W porządku.
-Co ci się tak nagle humor zepsuł?-Chaneyeol trącił mnie ramieniem rozbawiony.
Spiorunowałam go wzrokiem, jednak chyba zza ciemnych szkieł nie było to widoczne.
-Robicie coś wieczorem? Może byśmy się gdzieś wybrali we trójkę?-Kai posłał mi pytające spojrzenie.
Podszedł do mnie i poklepał po ramieniu przybliżając twarz do mojej.
-Zabawilibyśmy się trochę, poznali lepiej...
-Właściwie to-mruknęłam przykładając loda do ust-Mam już plany...
Blondyn westchnął-Ah...rozumiem. No nic, innym razem się umówimy-powiedział pewnie, po czym pochylił się nade mną i przejechał językiem po już roztapiającym się lodzie-Karmelowe? Moje ulubione.
Nienawidzę takich bezczelnych podrywaczy jak on.
Najchętniej bym mu powiedziała, żeby dał mi spokój i już więcej nie zaczepiał.
Jednak wymusiłam tylko uśmiech i odwróciłam głowę patrząc błagalnie w stronę Chanyeola.
Cieszę się, że jest na tyle rozumny i zatrybił to, że nie chcę tu dłużej stać.
Pogadał jeszcze chwilę z Kaiem o jakiś pierdołach i pożegnał go.
Przybili sobie piątkę, za to mnie Kai przyciągnął do siebie i przytulił.
-Do zobaczenia-szepnął z przekąsem.
Wzdrygnęłam się lekko i odsunęłam od chłopaka.
Ten uśmiechnął się arogancko i kiwając głową w stronę mojego brata, poszedł w swoją stronę.
***
Nasza piątka zebrała się przed siedzibą wytwórni.
Kris już czekał w środku-załatwiał coś z menadżerką.
Wszyscy byliśmy zdenerwowani, a z drugiej strony podekscytowani.
Zanim jeszcze wyszłam z domu, byłam totalnie wyluzowana.
Teraz jednak jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów.
W końcu od tego kontraktu może zależeć nasza przyszłość.
Wiele razy wyobrażałam sobie jak to by było gdybym była sławna. Marzyłam o tym przez całe dzieciństwo a myśl, że moje marzenia już za chwilę mogę się spełnić napawa mnie zarówno radością jak i strachem.
Wzięłam głęboki wdech i złapałam Tao za rękę.
Chłopak spojrzał na mnie przelotnie by już za chwilę ponownie wlepić wzrok w budynek.
-Denerwujesz się?
-Cholernie-mruknęłam.
Usłyszałam ciche prychnięcie Luhana stojącego obok mnie.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Lubię tą twoją szczerość-obdarzył mnie uroczym uśmiechem.
Przyjrzałam mu się dokładniej by móc go zapamiętać.
Ten śliczny uśmiech bardzo rzadko gości na twarzy Luhana.
Mimo tego, że chłopak w głębi duszy jest na prawdę uroczy, to kiedyś coś w nim pękło.
Stał się zimny, oschły i bezczelny.
Był zupełną odwrotnością tego Luhana, w którym się kiedyś zakochałam.
Straciłam już nadzieję, że chłopak jeszcze powróci do swojego prawdziwego "ja".
Jednak widząc go tak zadowolonego, niczym małego chłopca, zrobiło mi się cieplej na sercu.
Również ujęłam jego dłoń i zacisnęłam mocno.
Chłopak powędrował niepewnym wzrokiem w stronę naszych rąk.
Uśmiechnęłam się do niego dodając i sobie i jemu otuchy.
Chen i Xiumin również dołączyli do naszego grupowego trzymania się za ręce.
Staliśmy tak w ciszy.
Jedni z powagą na twarzach, drudzy uśmiechnięci.
Moją twarz otulił zimny powiew wiatru, a z nieba zaczęły lecieć pierwsze krople deszczu.
Wzdrygnęłam się, jednak nie miałam odwagi wspiąć się po schodach budynku i wejść do środka.
-Obiecajmy sobie-zaczął cicho Chen-że niezależnie od tego,co stanie się w środku, zostaniemy przyjaciółmi.
-Obiecuję-powiedziałam bez zastanowienia.
-Obiecuję-powtórzył Xiumin z powagą na twarzy.
-Ja też.
Wszyscy spojrzeliśmy na Tao, który jako jedyny się nie odezwał.
Przymknął na chwilę powieki, jak by rozkoszował się kroplami deszczu spływającymi po jego twarzy.
Spojrzał na nas nieobecnym wzrokiem i westchnął cicho.
-Obiecuję.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Ścisnęłam mocniej rękę blondyna, a moje powieki opadły na dół.
-To co? Idziemy?-spytałam cicho.
-Najwyższa pora.
-Chodźmy zanim rozpada się na dobre-powiedział Xiumin patrząc w nocne niebo.
Wszyscy kiwnęliśmy głowami i udaliśmy się w stronę wysokich schodów.
Gdy już znaleźliśmy się przy  szklanych drzwiach, te rozsunęły się.
Ze środka wyszła dość młoda kobieta z kruczo-czarnymi włosami i eleganckim stroju.
Wyglądała na zdenerwowaną.
Mówiła coś pod nosem mierząc mnie wrogim wzrokiem.
Już po chwili kobieta zeszła na dół i odjechała granatowym samochodem.
Po krótkim namyśle stwierdziłam, że gdzieś już ją widziałam.
Czyżby to była ta kobieta, którą widziałam podczas naszego koncertu?
Nie jestem pewna, ale myślę, że to ona.
Wydawało mi się to podejrzanie dziwne jednak zignorowałam tę myśl.
Zacisnęłam pięści i przekroczyłam próg wytwórni.
Znacie to uczucie?
Gdy wydaje się wam, że przeznaczenie jest już na wyciągniecie ręki, a jedna decyzja może zaważyć na całym waszym życiu ?