piątek, 21 listopada 2014

You are loved 13

It's okay to lie sometimes...


-Odchodzę z zespołu.
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Sophie, co ty gadasz?-zaśmiał się nerwowo Xiumin.
-Nie bądź głupia. Długo pracowaliśmy na to żeby tu być, a ty chcesz się poddać?!-głos Luhana brzmiał co najmniej strasznie.
Spuściłam głowę starając się nie brać do serca słów chłopaków.
Nie chciałam tego.
Nie chcę ich zostawiać.
Przeszłam już wiele, więc teraz mogło by być tylko lepiej.
Mogłabym nawet wytrzymać towarzystwo Krisa...ba!
Byłabym w stanie mu wybaczyć i może spróbować się zaprzyajźnić.
Myślę, że chłopcy też by mogli. Nawet Tao...
Jednak oni o tym nie wiedzą. Nie wiedzą, że jestem do tego zdolna.
To ułatwia mi całą sprawę.
 Nie mogę tu zostać.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę i spojrzałam przeciągle na Krisa. Zauważyli to.
Połknęli haczyk.
-Rozumiemy, że jest ci trudno-zaczął Chen -Ale...
-Nie Chen-zaczęłam, gdy zobaczyłam jego niepewności-Nie masz pojęcia co czuję. Ale...nie obwiniajcie o to Krisa. To moja decyzja.
-Ale podjęłaś ją z jego powodu-syknął Luhan.
-Przestań!-krzyknęłam podchodząc do niego-Nie widzisz tego? Przeze mnie się kłócicie. Gdyby mnie tu nie było, już dawno byście się pogodzili...
-Nie kłam Sophie-Tao złapał mnie za nadgarstek i szarpnął w swoją stronę.
Z moich ust wydobyło się ciche jęknięcie bólu.
-Myślisz, że to dotyczy tylko ciebie?
-Tak, tak właśnie myślę-syknęłam przez zęby,mierząc go wrogim wzrokiem.
-W takim razie się mylisz-blondyn spojrzał przelotnie na Krisa, który w milczeniu przyglądał się tej całej sytuacji-Zawiódł nas wszystkich. Miałem go za przyjaciela, kazałem mu się tobą opiekować, bo myślałem, że zrobi to lepiej ode mnie. A on?Sprawił, że musiałem oglądać twoje łzy!
-Przestań robić z niego potwora, Tao-wyszeptałam-Każdy ma prawo popełniać błędy i nikt nie ma prawa tego osądzać...
Łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach.
Otarłam je ukradkiem i wyślizgnęłam z uścisku chłopaka.
-To ostateczna decyzja. Nie zmienię jej.
-W takim razie, my też rezygnujemy-powiedział pewnie Xiumin.
-Nie, nie możecie. Jeśli to zrobicie znienawidzę was!
Sama byłam zaskoczona słowami, które wydobyły się z moich ust.
-Daj spokój-warknął Luhan.
-Mówię prawdę. Jeśli odejdziecie,przestanę się do was odzywać. Wiecie, że jestem do tego zdolna.
-To szantaż-powiedział zdenerwowany Chen.
Wzruszyłam ramionami.
Przez chwilę panowała grobowa cisza, przerywana nerwowymi oddechami chłopaków.
-To moja i tylko moja decyzja. Dla mnie nie ma tu przyszłości, ale dla was tak. Postarajcie się...jeśli nie dla siebie, to dla mnie.
-Dlaczego nam to robisz?-spytał Tao.
W jego oczach zagościła bezradnośc i pustka.
Był wściekły, ale nie mógł nic zrobić.
-Robię to dla was-uśmiechnęłam się słabo-Tak będzie lepiej.
Objęłam chłopaka ramionami i przytuliłam go.
Gładziłam uspokajająco jego plecy z nadzieją, że chłopacy dadzą już spokój.
-Proszę, uszanujcie moją decyzję-po chwili odsunęłam się od blondyna-Obiecuję, że jak odejdę, to nadal będziemy się przyjaźnić. Będzie jak dawniej...
-Sophie, przemyśl to jeszcze-Kris odezwał się niespodziewane.
Pokręciłam przecząco głową z uśmiechem na ustach.
-Podjęłam już decyzję.Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
Po tych słowach oznajmiłam,że muszę już iść.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pomieszczenia.
Czym prędzej udałam się do wyjścia z wytwórni.
Czułam się okropnie z tym, że musiałam ich okłamać.
Ale nie miałam innego wyjścia.W przeciwnym wypadku nie zgodzili by się na to.
Zrobiłam to dla nich.
Ich dobro jest dla mnie na pierwszym miejscu.
Włożyłam ręce do kieszeni bluzy, gdy znalazłam się już na zewnątrz.
Pogoda była wspaniała, w przeciwieństwie do mojego samopoczucia.
Nie przeszkadzało mi to, że przy 30 stopniach nosiłam grubą, szarą bluzę.
Szczerze, to nawet nie zwróciłam na to uwagi.
Mimo ciepła, ja cały czas drżałam.
Nie umiem i nie lubię kłamać.
Mam dużo szczęścia, że nie zorientowali się, że to co mówię nie jest prawdą.
Wlepiłam wzrok w ziemię i już chciałam zejść po schodach zatrzymało mnie czyjeś wołanie.
-Powiedziałaś im?-JiHee podeszła do mnie i skrzyżowała ramiona.
-Tak-jęknęłam cicho, spuszczając głowę.
-I?-spojrzała na mnie z irytacją.
-I nic. Zrozumieli...nie mieli wyjścia.
Kobieta uśmiechnęła się triumfalnie i kiwnęła głową.
-Życzę sobie żebyś nie poruszała z nimi tego tematu. Ah...-sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej granatową teczkę-Tu twoja rezygnacja. Wystarczy, że podpiszesz-wręczyła mi długopis do ręki.
Spojrzałam niepewnie na kobietę, po czym wzięłam długopis.
Podłożyłam teczkę pod kartkę i powoli zaczęłam kreślić na niej swoje imię.
JiHee obserwowała to z cierpliwością o jaką jej nie podejrzewałam.
Gdy skończyłam swój podpis kobieta dosłownie wyrwała mi kartkę z rąk, patrząc na nią z niewyobrażalną satysfakcją.
-Powodzenia -uśmiechnęła się z arogancja i weszła do środka.

DWA DNI WCZEŚNIEJ

-Chanyeol!-wrzasnęłam zbiegając ze schodów.
-Oppa!Oo..-zająkałam się gdy dosłownie wpadłam na chłopaka w kuchni-Widziałeś może mój telefon?
Brunet uniósł brew, po czym sprzedał mi pstryczka w czoło.
-"Oppa ,u mnie w pokoju zepsuło się gniazdko. Podłączę ładowarkę u ciebie"-imitował mój głos z przesadną gestykulacją.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie i posłałam mu buziaka.
Odwróciłam się na pięcie i wbiegłam z powrotem po schodach.
Tym razem natknęłam się Baekhyuna.
-Baekhyun Oppa?Co ty tu robisz?-spytałam zdziwiona.
Chłopak uśmiechnął się słodko i pogłaskał mnie po głowie.
-Wróciłem razem z twoim bratem i Kai'em z treningu...
-Oppa też tańczy?-jego słodkość udzieliła się i mojej osobie.
-Mhm...chłopacy mnie w to wciągnęli-zaśmiał się ,pokazując swoje białe zęby.
Odwzajemniłam uśmiech i kiwnęłam głową.
Wyminęłam chłopaka i nacisnęłam klamkę do pokoju Chanyeola.
-Sophie, czekaj!
Zanim zdążyłam dosłyszeć wołanie Baekhyuna, byłam już w środku.
Jak się okazało, nie sama.
Ujrzałam stojącego tyłem Kai'a, który na dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się i uśmiechnął.
Kai'a bez koszulki.
Otworzyłam oczy szerzej i szybko odwróciłam.
-Oppa, przepraszam-jęknęłam czując jak zdradziecki rumieniec maluje się na mojej twarzy.
Chłopak zaśmiał się i założył brakującą część garderoby, jaką była granatowa, luźna bokserka.
-Nie wiedziałam, że tu jesteś-mruknęłam, gdy chłopak podszedł do mnie i przytulił na przywitanie.
-Przecież nic się nie stało-zaśmiał się patrząc na mnie 
pobłażliwie-Oprócz tego, że twoje policzki zmieniły kolor...
Zaśmiałam się nerwowo i spuściłam głowę.
Ominęłam chłopaka i zaczęłam szukać swojego telefonu.
-Wszystko w porządku?
-Tak, dziękuję...
-Może tego szukasz?-odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na Kai'a, wymachującego moim telefonem.
-Skąd go masz?-uniosłam brew.
-Zaczął dzwonić kiedy się przebierałem, więc chciałem ci go oddać. Proszę-podał mi komórkę z tajemniczym uśmiechem.
Wydukałam podziękowania i wzięłam telefon on blondyna.
4 nieodebrane połączenia.
Kto to mógł być?
Tao?
Weszłam w historię połączeń i zobaczyłam, że był to numer nieznany.
Wyłapałam ciekawskie spojrzenie Kai'a , więc spojrzałam na niego przepraszająco i wyszłam z pokoju.
Zadzwoniłam pod owy numer i przyłożyłam komórkę do ucha.
-Halo?
-Dlaczego nie odbierasz telefonu?!
-Pani JiHee?
-To pilna sprawa. Musimy spotkać się jak najszybciej.
-Oh...rozumiem. Zaraz będę w wytwórni...
-Nie-przerwała mi-Nie tam. Zaraz wyślę ci adres, masz się tam stawić jak najszybciej.


Jak się okazało, wysłany przez JiHee adres należał do pobliskiego baru sushi.
Gdy tylko weszłam do środka, zostałam skierowana przez kelnera do ostatniego stolika.
Chwilę poczekałam, aż w końcu JiHee się pojawiła.
Jak zwykle wyglądała elegancko w spiętych włosach, luźnej sukience przed kolana i czarnych kujonkach na nosie.
Bez słowa usiadła na przeciw mnie, patrząc jednocześnie na kelnera, który w tym samym momencie podszedł do naszego stolika.
-Co mogę podać?
-To co zawsze-mruknęła brunetka odsyłając mężczyznę.
-O czym chciała pani ze mną rozmawiać?-spytałam niepewnie.
Kobieta westchnęła,zdjęła okulary i oparła łokcie na blacie.
-Myślę, że powinnaś opuścić zespół.
Zamrugałam szybko powiekami patrząc na kobietę z nie dowierzaniem.
-Słucham?
-Nie widzisz, że wszystko im psujesz?
To było jak uderzenie prosto w twarz.
Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.
Nie tak okrutnej prawdy.
-Z twojej winy się kłócą, nie mogą się dogadać. To wszystko źle wpływa na ich pracę.
Jeżeli nawet zadebiutowalibyście razem, prędzej czy później zespół by się rozpadł i to z twojego powodu. Nie bądź egoistką i daj im szansę-z jej ust zabrzmiało to wręcz oskarżycielsko.
Nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa.
Biłam się z własnymi myślami.
JiHee może ma rację? Może chłopacy też tak myślą, tylko nie mówią tego na głos?
-Dobrze-powiedziałam łamiącym się głosem-Odejdę...
-Ale jest jeszcze jeden problem-zaczęła mierząc mnie badawczym wzrokiem-Nie mogą się dowiedzieć, że odchodzisz na moją prośbę. Wtedy na pewno by się zbuntowali i również odeszli, zaprzepaszczając swoją szansę na sławę. Musisz im dać do zrozumienia, że to twoja decyzja.
-Ale ...jak?Dobrze wiedzą,że ten debiut to szczyt moich marzeń.
-Możesz powiedzieć, że to przez Krisa-wzruszyła ramionami-że nie możesz dłużej znieść jego obecności i tak dalej...
-I myśli pani, że wtedy się nie będą kłócić?!-umilkłam gdy podszedł do nas kelner z zamówieniem.
Spojrzał na nas ukradkiem po czym odszedł.
-Nie wiem,musisz coś wymyśleć. Sama musisz teraz to naprawić.
-Ja...ja muszę już iść-oznajmiłam zakładając swój plecak na ramiona .
-W porządku-powiedziała zajadając się swoim sushi-Ale zrób to jak najprędzej!-krzyknęła za mną.
Nie zareagowałam na jej słowa.
Wyszłam z restauracji i skierowałam się w stronę domu.
Zrobiło się już ciemno i chłodno, a ja byłam w spodenkach i zwiewnej bluzce na ramiączka.
Przeszedł mnie dreszcz,więc przyśpieszyłam kroku.
Przez całą drogę rozmyślałam nad swoją decyzją.
Jeszcze nie wszystko stracone...
Mogę się jeszcze rozmyślić, ale...czy jest sens?
Nie chcę mieć potem wyrzutów sumienia.
Usłyszałam czyjeś kroki za sobą.
Z sekundy na sekundę były coraz głośniejsze.
Nie miałam odwagi się odwrócić ,więc jeszcze bardziej przyśpieszyłam.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe ,a oddech stał się szybki i nie opanowany.
Gdy nieznajomy był tuż za mną chciałam zacząć biec,ten jednak złapał mnie za ramię.
Nie odwróciłam się w stronę tej osoby,dopóki nie zorientowałam się ,że to Kris.
Popatrzyłam na niego z ulgą ,a jednocześnie oskarżycielsko.
-Kris...przestraszyłeś mnie-wyszeptałam łapiąc się za głowę.
-Spokojnie-uśmiechnął się pobłażliwie-Co tu robisz?Sama,o tej porze?
-Ja..wracam ze spotkanie-odwróciłam wzrok.
-JiHee już ci powiedziała?-westchnął zrezygnowany.
-S-skąd wiesz?-spytałam zdezorientowana.
-Podsłuchałem jej rozmowę z producentem...Moim zdaniem to co ona robi ,to zwykłe świństwo...
-Nie Kris-przerwałam mu-Ona...ona ma rację-spuściłam głowę.
-Nie Sophie.Ty nic złego nie zrobiłaś.Jedyną osobą ,która jest winna jestem ja.Nie mogę ci niczego narzucać,to twoja decyzja i ją uszanuję,ale...wybierz mądrze,dobrze?-złapał mnie za rękę.
Spojrzałam na nasze splecione dłonie i poczułam ukłucie w sercu.
-Przepraszam Sophie.Tęsknię za tobą...Ja nie mam prawa od ciebie nic oczekiwać i nie chcę cię już więcej ranić.
-Kris,proszę.Spróbujmy jako przyjaciele.Będzie trudno...wiem to,ale nie chcę cię skreślić z mojego życia.
-Jeśli tylko chcesz-uśmiechnął się-Ale zanim na dobre zapomnimy o tym co nasz łączył , ja....mógłbym?
Kiwnęłam nieśmiało głową.
Na twarzy chłopaka przemknął uśmiech.
Ujął moją twarz i musnął delikatnie moje usta,by już po chwil pogłębić pocałunek.
Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
Kris starł ją opuszkiem palca odrywając się powoli od moich ust.
-Jesteś dzielna Sophie-szepnął-Chciałbym byś znalazła kogoś ,kto będzie mógł doświadczyć tak cudownej miłości jak ja.Tylko żeby ten ktoś to docenił...-oparł czoło na moim.
-To koniec.
-Nie Sophie-spojrzał na zawieszkę od bransoletki,którą podarował mi na nasza drugą rocznicę.
Uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy.
-To dopiero początek.

niedziela, 16 listopada 2014

You are Loved 12

It's okay to wonder...


2 TYGODNIE PÓŹNIEJ


Czekaliśmy w milczeniu na przyjście naszej menadżerki.

Próba powinna się już dawno zacząć, a jej nadal nie ma.
Uważnie obserwowałam Tao, gdy jego zgrabne palce szarpały struny gitary.
Mimo, że kark bolał mnie już od kilku minut, nie miałam zamiaru go rozporstować.
Gdybym to zrobiła, zapewne zatchnęła bym się wzrokiem na stojącego obok Krisa, który równie zniecierpliwiony jak my przestępował z nogi na nogę.
Od pierwszej próby ustaliliśmy, że zapominamy o wszystkich zgrzytach i skupiamy się na graniu.
Oczywiście nie było to całkowicie możliwe, a atmosfera jest co  najmniej niezdrowa .
Tao i Kris nie odzywają się do siebie ani słowem, a reszta chłopaków również unika głębszych konwersacji z nim.
Z dnia na dzień  przy najmniej im jest coraz łatwiej się przyzwyczaić.
Nie chcę by się nie lubili, to źle wpłynie nie tylko na nas samych, ale i na nasza muzykę.
Gdy jesteśmy razem jako zespół, musimy się przy najmniej akceptować.
-Która godzina?-spytał Kris marszcząc czoło.
Na dźwięk jego głosu podskoczyłam do góry.
Poczułam jak na moją twarz wkrada się rumieniec, gdy chłopak widząc to zaśmiał się cicho.
-13:42-powiedział Chen patrząc na telefon.
-Ta baba spóźnia się już ponad pół godziny -wraz z ostatnim słowem Xiumina, do pomieszczenia wparowała JiHee.
-Sorry za spóźnienie dzieciaki-rzuciła na wejściu. Spojrzała po nas po czym zmarszczyła brwi-A gdzie ta śpiewająca sarenka?
-Luhan?-odezwał się Chen, poprawiając niesforne włosy-Nie mógł dziś przyjść...
-No trudno, damy radę bez niego.
-Ale one jest głównym wokalem-zauważył zażenowany Xiumin-Bez niego nie mamy nawet po co ćwiczyć...
-W takim razie-kobieta popukała się w policzek palcem-Ty, tak ty będziesz dziś za niego śpiewał-powiedziała wskazując na Tao.
Chłopak przez chwilę był zdezorientowany, bez wahania jednak podszedł do mikrofonu stojącego obok mnie.
-No zaczynajcie, szkoda czasu-poganiała nas gestem ręki.
Już po chwili zaczęliśmy grac.
Gdy z ust Tao wydobyły się pierwsze słowa piosenki, zadrżałam.
Jego niski, silny wokal był wręcz przecudowny.
Nigdy nie miałam okazji usłyszeć jak śpiewa, czego w tej chwili bardzo żałowałam.
Mogłabym słuchać jego lekko zachrypniętego głosu godzinami.
Niestety nie było mi dane słuchać go dłużej niż 30 sekund, gdy przyszła kolej na moją część piosenki.
 
-Starczy na dziś-oznajmiła JiHee sprawdzając coś w swoim notesie.
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą i zostawiliśmy instrumenty.
-Nie tak prędko-powiedziała kobieta zanim zdążyliśmy zniknąć za progiem drzwi.      
-Masz ciekawy głos-powiedziała kobieta wskazując na Tao-Jeśli chcesz, mogę załatwić ci jakieś dodatkowe spotkania z nauczycielami śpiewu. A potem kto wie, może nawet solowa piosenka-uśmiechnęła się w ten swój charakterystyczny, bezczelny sposób.
-Zostanę przy gitarze-odpowiedział oschle po czym wyszedł z pomieszczenia.
JiHee parsknęła po czym pokręciła głową z zadowoleniem-Ma charakterek...nadaje się do tego. Porozmawiajcie z nim o tym, to może być dla niego szansa-powiedziała kobieta mierząc nas ostrym wzrokiem-A ty panienko,powinnaś ciężej pracować. Obijasz się na próbach i twój głos brzmi okropnie.
-Ja...wcale się nie obijam!
-W takim razie z natury masz taki słaby głos?-uniosła brew i oparła biodrem o blat biurka-Weź się w garść dziewczyno, bo twoi koledzy na tym mogą ucierpieć...
-Sophie daje z siebie wszystko-wtrącił Kris.
Spuściłam głowę, wlepiając wzrok w swoje trampki.
-Ciężko pracowała by dziś móc tu być, więc na pewno nie pozwoliłaby sobie by obijać się w takiej chwili!
-Nie wtrącaj się Kris-powiedziała nie spuszczając wzroku ze mnie-W show biznesie "wszystko" to zdecydowanie za mało-zamknęła swój notes z głuchym hukiem i odwróciła się poprawiając coś na biurku-Możecie iść.
***
Usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju.
-Mamo nie mam ochoty rozmawiać!-wrzasnęłam przyciszając znacznie dudniącą muzykę.
Drzwi powoli się uchyliły, a w nich pojawił się...Xiumin.
-Co z ciebie za córka?!-krzyknął, po czym roześmiał się i wskoczył do mnie na łóżko.
-Xiumin? Co ty tu robisz?-zaśmiałam się .
Brunet rozłożył się na poduszkach i odwrócił w moją stronę-Rodzice ci nie mówili?
-Skoro się pytam, to chyba nie-mruknęłam uderzając go poduszką w głowę.
-Dziś na noc jedziemy pod namioty nad jezioro. Ty, ja,Chanyeol, Baekhyun i nasi rodzice-zaczął wiliczać na palcach.
-Ale...
-Tylko się nie wykręcaj. No dalej Sophie, będzie super! Odpoczniemy trochę, pogadamy, zjemy coś...
-No dobra-odwzajemniłam uśmiech chłopaka i przytuliłam go.
-Przekonałem cię tą rozmową?
-Jedzeniem-poprawiłam go.
-Byłem blisko-puścił mi oczko -Lepiej zacznij się pakować za 30 minut jedziemy!
***
Dochodziła 2 w nocy.
Obydwie nasze rodziny bardzo dobrze się bawiły:rodzice śmiali się w niebo głosy popijając już, któreś piwo, Chanyeol i brat Xiumina-Baekhyun rozmawiali o jakiś pierdołach, a ja i Xiumin obserwowaliśmy to wszystko, co jakiś czas wybuchając nie kontrolowanym śmiechem.
Mimo tego, że zmęczenie powoli wkradało się pod moje powieki,czułam się cudownie,
Wreszcie mogłam zapomnieć o wszystkim w otoczeniu rodziny i przyjaciół.
Przestałam się nawet przejmować dzisiejszymi słowami JiHee.
Xiumin uświadomił mi,że ta babka po prostu taka jest, że musi sobie trochę ponarzekać.
Cieszę się, że tu jest...że wszyscy tu jesteśmy.
Tego właśnie mi brakowało.
-No dzieciaki-tata chłopaka wstał zataczając się lekko-Chyba pora iść spać.
-Komu jak komu ,ale wam by się przydało-mruknął Baekhyun uśmiechając się pobłażliwie.
-Otóż to synu-mężczyzna podszedł do niego i pogłaskał go po głowie-Dobrze cię wychowałem.
-Xiumin-zwróciła się ukradkiem do niego jego mama-Odprowadź ojca do namiotu...
Trzeba przynać, że mężczyzna był najbardziej wstawiony. Bynajmniej najbardziej było to po nim widać.
Brunet kiwnął głową, wstał i poprowadził roześmianego ojca do namiotu ratując go po drodze przed upadkiem.
-To co? Posprzątamy i idziemy spać?-spytała moja mama.
-Chyba tak-odparła jej koleżanka wysuwając się spod koca.

Ogarnęliśmy po ognisku, spakowaliśmy puszki i inne śmieci, po czym udaliśmy się do namiotów.

Jak na złość, mimo wielkiego zmęczenia nie mogłam zasnąć.
Wygrzebałam się więc ze swojego namiotu i przeszłam kawałek,zatrzymując się nad rozległym jeziorem.
Przez chwilę wpatrywałam się w ciemne, lekko falujące lustro wody oraz w księżyc świecący na niebie.
Od kilku tygodni to właśnie on jest moim najlepszym przyjacielem.
To on wysłuchuje mojego nocnego płaczu, towarzyszy mi gdy wymykam się nocą na dwór i wytrzymuje mój nieustannie skierowany w jego stronę wzrok.
Księżyc, który jako jedyny zna mnie na prawdę.
Usiadłam na miękkim, chłodnym piasku i przymknęłam oczy.
Byłam pogrążona we własnych myślach, dopóki nie usłyszałam głosu Xiumina.
-Sophie, co ty tu robisz? -spytał siadając obok mnie.
-Też nie możesz spać?-spytałam patrząc na niego przelotnie.
-Mhm-podsunął kolana pod brodę i powędrował wzrokiem w  stronę przeciwległego brzegu.
-Sophie, czy ty i Tao...no wiesz. Jesteście razem?
-Sama nie wiem-po chwili wzruszyłam ramionami.
-Ale czujesz coś do niego,prawda?
-Ja...
-Nie wykręcaj się, widać że coś między wami jest-szturchnął mnie znacząco ramieniem.
Na mojej twarzy przemknął subtelny uśmiech.
Jak zwykle, wszyscy wiedzą jak jest, oprócz mnie.
Xiumin spojrzał ukradkiem na moją dłoń, po czym westchnął głęboko.
-Nadal nosisz bransoletkę od Krisa?
-W ogóle jej nie zdjęłam-położyłam brodę na oparte o kolanach ramiona.
-Wiesz Sophie...współczuję ci. Na prawdę...ty nadal coś do niego czujesz.
Kiwnęłam słabo głową.
-Co ja mam zrobić?-spytałam błagalnym tonem-Ja...jestem w stanie wybaczyć Krisowi, ale kiedy spojrzę na Tao...to wszystko wraca. Ten cały ból, gniew. On przypomina mi o tym,ż e powinnam znienawidzić Krisa, ale...ja tak po prostu nie mogę.
-On na prawdę cię kocha. Tao...Tao zresztą też. Oboje są w stanie zrobić dla ciebie wszystko.
Obydwoje są też w stanie odpuścić,obyś tylko była szczęśliwa...