piątek, 22 maja 2015

"Seven" Rodział 7 END


Problemy sercowe są najgorsze na świecie.
Przez nie ludzie płaczą, cierpią, zabijają się.
A nałogi?
To też pewien rodzaj miłości.
Miłości do alkoholu, narkotyków czy okaleczania własnego ciała.
Może dają chwilową ulgę, ale na ogół prowadzą do zniszczenia.
Brak wsparcia to kolejny problem.
Bo o ile łatwiejsze jest wyjście z nałogu z kimś, komu ufamy, na kim nam zależy.
Z kimś, dla kogo jesteśmy w stanie się zmienić.
Ale na drodze do tego staje nam bezsilność.
Mimo szczerych chęci nie jesteśmy w stanie nic zrobić.
I staczamy się z dnia na dzień, w pełnej tego świadomości.
A co jeśli połączymy to wszystko w jedno?
Mieszanka największych wad i ułomności ludzkiej duszy.
Do czego prowadzą? Jak bardzo potrafią zniszczyć?
Seokjina doprowadziło to do rozpaczy.
Codziennej walki z wspomnieniami.
Bo kiedyś było lepiej, a teraz jest źle.
A on mimo, że jest najstarszy nie potrafi nic na to poradzić.
Widzi co się dzieje z jego przyjaciółmi.
Jak bardzo oddalili się od siebie i przegrywają swoje życie, mimo że kiedyś było pełne możliwości i okazji.
Seokjin nie ma własnych problemów, nie pamięta o nich.
Za to wziął na siebie rozterki innych. Tak ciężkie i bolesne. A połączone w jedność tworzą coś, od czego nie da się uciec.
Jin nie śpi. Nie pamięta kiedy ostatnio zmrużył oczy, nie ma na to czasu.
Nieustannie myśli jak naprawić całą sytuację. Nie zauważa tego, że jego wyczerpane ciało i umysł zatrzymały się na etapie bezradności.
Chłopak nie wychodzi też z pokoju. Zwyczajnie nie ma na to siły.
Mimo wszystko doskonale wie co dzieje się w ich dormie. Wie co dzieje się w życiu reszty zespołu i wie jak bardzo ich problemy rosną.
Tak więc z każdym dniem jest coraz gorzej.


V zawsze był najsłabszy.
Mimo wielkiego talentu nie wierzył w siebie, chował się.
Niemal na każdej lekcji śpiewu jego głos załamywał się, gdy wzrok pozostałych był skierowany w jego stronę.
Nieśmiałość brała górę, a on zamykał się w sobie.
Uważał, że inni są lepsi. A szczególnie Namjoon.
Taehyung zwyczajnie się go bał. Od kiedy go tylko zobaczył, czuł do niego respekt.
Uważał go za profesjonalistę, przy którym on jest tylko marnym wokalistą.
 Któregoś dnia podczas przerwy w próbie tanecznej Seokjin podszedł do siedzącego w kącie V.
-Dlaczego płaczesz?-spytał kucając na przeciw chłopca.
-Boli-Taehyung wychrypiał przez łzy, wskazując na swoją nogę.
Seokjin podwinął nogawkę spodni młodszego i ujrzał opuchliznę na jego kostce.
-Zwichnięta-stwierdził patrząc litościwie na chłopaka-Dlaczego nie przestałeś tańczyć?
V spuścił głowę, pociągając co chwila nosem.
-Koniec przerwy-po sali rozszedł się stanowczy głos RapMona.
Był spocony, zmęczony i zdeterminowany.
Frustrowało go to, że mimo wielkiego wysiłku ich układ jeszcze nie jest perfekcyjny. 
A musiał być. Ich debiut musiał być perfekcyjny.
Taehyung już miał się podnosić, gdy Jin złapał go za rękę.
-Nie możesz teraz tańczyć.
-Namjoon hyung jest bardzo wymagający. Muszę ćwiczyć, bo inaczej się zdenerwuje.
-Nie musisz się go bać- starał się wytłumaczyć starszy.
-No ruchy!-ryknął Namjoon widząc dwójkę rozmawiającą w rogu sali.
V spojrzał na Seokjina przestraszonym wzrokiem. Nie wiedział co ma zrobić.
Strach przed gniewem hyunga był silniejszy niż ból.
-Poczekaj tu chwilę- Jin uśmiechnął się pocieszająco i ruszył w stronę RapMona.
Lider rzucił poirytowane spojrzenie w jego stronę-Na co ten dzieciak czeka?-mruknął wskazując ręką na V.
-Ma zwichniętą kostkę. Pracował zbyt ciężko.
RapMonster zamrugał kilkakrotnie powiekami.
-Dlaczego nie powiedział wcześniej?
-Bo się boi, że będziesz na niego zły. Jesteś jego autorytetem.
-Co nie znaczy, że powinienem traktować go inaczej od reszty-chłopak zmarszczył brwi.
-Jest słabszy od innych. Potrzebuje więcej zrozumienia.
-Jung Kook jest młodszy i daje radę-RapMon cały czas upierał się przy swoim.
-A ty jesteś liderem i zachowujesz się nieodpowiedzialnie-Jin był nadal spokojny-To nie kwestia wieku, a psychiki. Porozmawiaj z nim, może i ty coś zrozumiesz.
Po krótkiej  walce z myślami, lider w końcu zrobił kilka kroków ku równoległemu końcu sali.
V nieśmiało podniósł zapłakane oczy, gdy Namjoon ukucnął przy nim.
-Boli?-starszy skinął głową na kostkę chłopaka.
Taehyung tylko kiwnął głową, nie patrząc na swojego hyunga.
RapMon westchnął ciężko, układając zdania w głowie-Mogłeś powiedzieć wcześniej.
Nie skrzyczałbym cię.
-N-nie?
-Nie-potwierdził lider-To nie twoja wina. Każdemu się mogło zdarzyć.
-Ale jak ty miałeś kontuzję, to ćwiczyłeś...-zauważył speszony V.
Namjoon zamilkł na chwilę, by poszukać odpowiednich argumentów-Ale ty nie jesteś mną.
Jesteś bardziej wrażliwy.
-Słaby-sprostował młodszy, podsuwając kolana pod brodę.
-Wcale nie. Po prostu myślisz inaczej. Chciałbym, żebyś mówił mi co myślisz, dobrze?
-D-dobrze-zgodził się Taehyung.
Chwila ciszy między nimi.
RapMonster zastanawiał się nad tym co powiedział.
Dopiero teraz zrozumiał, że wcześniej jego myślenie było błędne.
Powinien do każdego z członków podchodzić z osobna, liczyć się z ich potrzebami.
Lider nie znaczy przywódca, tylko opiekun.
-Hyung?
Namjoon spojrzał na niego wyczekująco.
-Myślę, że jestem głodny.
-W takim razie chodźmy coś zjeść. Wszyscy- dodał, kiwnięciem brody wskazując na pozostałych członków grupy.
Taehyung pokracznie starał się wstać, jednak zachwiał się.
Złapał się RapMonstera, który zaśmiał się cicho-No tak, zapomniałem.
Nie używając zbędnych słów, lider wziął Taehyunga na barana.
-Chodźmy coś zjeść. Zasłużyliśmy.


Seokjin wiedział o uzależnieniu V. Wiedział, że podkrada mu pieniądze na narkotyki, i że ich nie odda. Wiedział też, że RapMon próbuje go z tego wyciągnąć, mimo własnych problemów z dziewczyną.
Jin nigdy jej nie lubił, wiedział jaka jest. Ale nie miał serca mówić o tym liderowi.
Bał się tylko, że Namjoon po kłótni z ukochaną pójdzie się gdzieś upić, a Taehyung w tym czasie przedawkuje.
Bo gdy RapMonster coś powiedział, to V najlepiej to przyjmował.
Respekt i strach z dawnych lat są gdzieś w nim zakorzenione, tyle że zamieniły się w zaufanie.
Zaufanie, które z dnia na dzień znowu blaknie.
A Jin nie potrafi go odbudować.
         
                                               Dzień przesłuchań do wytwórni był bardzo wyczekiwany.
Przez jednych bardziej, przez innych mniej.
Yoongi na  noc przed castingiem nie mógł spać.
Bał się, że zapomni tekstu, czy zatnie się i nie będzie w stanie wypowiedzieć ani słowa.
Jego stres nie zmniejszył się też, gdy siedział w wytwórni oczekując na swoją kolej.
Pech chciał, że spóźnił się na zapisy i wylądował na samym dole listy, jako ostatni z kandydatów.
Ale nie przeszkadzało mu to.
Powtarzał wciąż, że to najważniejszy dzień w jego życiu.
Ściskał w dłoniach swój ukochany notes, w którym miał swoje własne utwory.
To  je  chciał zaprezentować przed komisją.
Uważał, że własne piosenki będą stanowiły duży plus.
Yoongi rozejrzał się dookoła, chcąc zobaczyć swoich rywali.
Chłopak siedzący obok również mu się przypatrywał.
Gdy wyłapał jego spojrzenie, tamten uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął dłoń:
-Jestem Hoseok-przedstawił się.
-Yoongi-chłopak odpowiedział lekko rozkojarzony.
-Hoseok!-jakiś chłopak do nich dołączył-O widzę, że udało ci się kogoś poznać-nieznajomy uśmiechnął się-Jestem Seokjin.
-Yoongi-przedstawił się po raz drugi.
-Mało osób jest tutaj chętnych do rozmowy-stwierdził Hoseok kręcąc głową ze zrezygnowaniem.
-Wszyscy widząc w tobie konkurencje-zaśmiał się Jin-A ty kim chcesz być w zespole?
-Raperem.
-To tak jak ja-stwierdził Hoseok- Jin idzie na wokalistę-wskazał skinieniem głowy na chłopaka.
-Które macie numery?-spytał Yoongi. 
Perspektywa siedzenia tu do wieczora w samotności raczej nie wydawała się zbyt miła, stwierdził więc, że warto spędzić czas z tymi dzieciakami.
-Ja 178, może za godzinę wejdę-westchnął Seokjin.
-317-Hoseok zrobił kwaśną minę.
-Pocieszę was, ja jestem ostatni.
-No to może się gdzieś przejdźmy?
-Dobry pomysł-stwierdzili jednomyślnie.
Wpierw udali się do pobliskiej kawiarni, potem powłóczyli się po jakiś sklepach.
I tak minęło około godziny.
Gdy wrócili do wytwórni, Yoongi zorientował się, że nie ma swojego notesu.
-Cholera, musiałem go gdzieś zostawić-powiedział przejęty.
Ten notes to jego skarb, a piosenki, które się w nim znajdują są efektem wielotygodniowej pracy.
Dopracowywał je specjalnie, by móc zaprezentować je komisji.
Nie chciał tego tak po prostu zaprzepaścić.
-Spokojnie, znajdziemy go-Hoseok poklepał go po ramieniu.
-Pomogę wam, jak tylko skończę- uśmiechnął się Jin, na którego przyszła kolej w 
przesłuchaniu-Zdzwonimy się.
-Powodzenia-zakrzyknęli obaj i z powrotem udali się do miejsc, w których byli wcześniej.
Przeszukali niemal każdy zakątek kawiarni i kilku sklepów.
Czas minął niemiłosiernie, Jin zdążył już wrócić z przesłuchania i również pomagał w poszukiwaniach.
-Musimy go znaleźć-stwierdził Hoseok-Tam są twoje utwory, komisja byłaby pod wrażeniem gdyby je przejrzała.
-To prawda-skinął Seokjin- Są bardzo wymagający.
Yoongi milczał. Był zbyt przejęty, by powiedzieć cokolwiek.
Minęły kolejne godziny, a po notesie ani śladu.
Yoongi uporczywie sprawdzał godzinę, w obawie, że ominie ich kolejka.
-Hoseok, powinieneś już iść, zaraz twoja kolej.
-Ale nie znaleźliśmy notesu-odpowiedział spokojnie.
-Poszukamy go we dwójkę, a ty idź.
-Dla mnie to nie jest tak ważne jak dla Yoongiego-uśmiechnął się-A ten notes na prawdę daje mu duże szanse. Chciałbym, żeby to właśnie on się dostał do zespołu.
-Nie bądź głupi, tylko jazda na przesłuchanie!-warknął Yoongi.
Nie widząc żadnej reakcji u przyjaciela, pociągnął go za rękę i popędzili w stronę wytwórni.
Jak się okazało było za późno.
Kolejka ominęła Hoseoka, a komisja nie wpuszczała inaczej jak po numerkach.
-No trudno-wzruszył ramionami z uśmiechem-Najważniejsze, żebyśmy znaleźli twój...
-Nie-zaprzeczył szybko Yoongi-Skoro ty nie poszedłeś na casting, to ja też nie pójdę.
-Nie wygłupiaj się. Nadajesz się...
-Ty też! To by było niesprawiedliwe.
-Ale to twoje marzenie, Yoongi-jęknął płaczliwie Hoseok.
-W takim razie pójdziemy oboje.
-A-ale jak...?
-Albo biorą nas w pakiecie, albo stracą dwóch najlepszych raperów w tym mieście.

Ostatecznie notes się nie znalazł. Ale to nic.
Hoseok i Yoongi starali się  odtworzyć piosenki, oraz napisać nowe  jeszcze lepsze.
Razem.


Już nie piszą wspólnie piosenek. Tylko Suga siedzi cały czas w studio i próbuje coś pozlepiać, a 
J-Hope? 
J-Hope się zmienił.  Radosnego, pełnego nadziei i empatii chłopaka zamienił zakompleksiony, wypłukany z pewności siebie, zupełnie obcy człowiek.
Największa nadzieja zespołu wygasła.
Hoseok pod wpływem fali krytyki, załamał się. Nikt się tego po nim nie spodziewał, a jednak.
Człowiek, który zawsze się uśmiecha jest najsmutniejszy, prawda?
Blizny na jego ciele nie pozwolą mu o tym zapomnieć.
A Yoongi zakochał się, nieszczęśliwie, w dziewczynie chcącej stabilizacji.
To nie mogło się udać, on jako artysta nie mógł jej tego dać.
Ale to nie jego wina, nie zasłużył by tak cierpieć. 
Przecież każdy ma prawo by kochać, tak samo jak każdy potrzebuje miłości.
Ale Jin już nie potrafi im jej dać.

                                         Pierwsze święta Bożego Narodzenia po debiucie, były ciężkim czasem dla BTS. Nie mogli oni wrócić do domu, gdyż już następnego dnia mieli nagrania do
świątecznego programu muzycznego.
Każdy z nich ciężko to przeżył. Chłopcy chcieli ten dzień spędzić z rodziną.
Mimo wszystko Jin postarał się, by w dormie panowała jak najmilsza atmosfera,
Urządził kolację, przed którą wspólnie ubierali choinkę.
-W końcu my też jesteśmy rodziną- uśmiechnął się J-Hope siadając do stołu.
-Masz rację- przytaknął mu najstarszy.
Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca przy wigilijnym stole, Jin wstał z opłatkiem w ręku:
-Chciałem powiedzieć, że jestem z was bardzo dumny. Ten rok był ciężki dla nas wszystkich, było dużo wzlotów i upadków, ale mimo to daliśmy radę...
-Razem- dodał Namjoon, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
-Właśnie, razem-Seokjin odwzajemnił gest-W te święta chciałbym wam życzyć, abyście się nie zmieniali i żebyśmy zawsze mogli na siebie liczyć. Jak rodzina.
-Jak rodzina-powtórzyła pozostała szóstka, by już po chwili ciasny pokój wypełnił się radosnymi krzykami, wiwatami i życzeniami.
Wszyscy podzielili się opłatkiem, a po skończonej kolacji rozeszli się do pokoi.
Następnego dnia musieli bardzo wcześnie wstać, w przeciwnym wypadku pewnie siedzieli by i rozmawiali do białego rana.
Gdy wszyscy, poszli już spać, Jung Kook zorientował się, że nie ma Jimina, z którym dzieli pokój.
Pośpiesznie zeskoczył z piętrowego łóżka, zarzucił na siebie bluzę i po chichu uchylił drzwi.
Wyślizgnął się na korytarz i gdy już miał zbiec po schodach, ktoś złapał go za rękę.
-Gdzie idziesz?-spytał Seokjin, mierząc go łagodnym wzrokiem.
-J-ja...no...idę poszukać Jimina.
-Jest na dworze. Chyba chciał zostać sam- Jin wskazał skinieniem głowy w stronę okna, zza  którego faktycznie można było dostrzec sylwetkę siedzącą na śniegu.
-Jest coś co chciałbyś mu powiedzieć?
Jung Kook spuścił głowę.
-Tak. Chciałem mu to powiedzieć właśnie dziś, ale...nie wiem czy jestem w stanie.
-Nie musisz się wstydzić- najstarszy położył dłoń na jego ramieniu-Możemy mówić sobie wszystko, a uczucia są normalną rzeczą. Możesz być pewien, że BTS będą cię wspierać niezależnie od sytuacji.
-A jeśli się nie uda?-spytał płaczliwie maknae.
-No to trudno. Nie będziesz żałował, że nie spróbowałeś.
Jung Kook kiwnął głową na znak, że rozumie.
Uściskał swojego hyunga i podziękował mu, po czym zbiegł po schodach.
-Jung Kook-zawołał za nim najstarszy-Tylko ubierz się cieplej.
Maknae porwał pierwszą lepszą kurtkę z korytarza, jak się okazało- kurtkę Taehyunga.
Wziął jeszcze jedną dla Jimina i wszedł na dwór.
Chłód otulił jego skórę z niemal każdej strony. Chłopak wzdrygnął się i szybko zarzucił jedno z okryć na ramiona. Najszybciej jak się dało podszedł do tancerza i kucnął obok niego.
-Hyung, przeziębisz się- jęknął cicho, przykrywając przyjaciela drugą kurtką.
Jimin siedział na śniegu zupełnie boso i w krótkich spodniach, jednak nie wyglądał jak by było mu zimno. Jego policzki były wręcz gorące. Od łez,
-Hyung, dlaczego płaczesz?-spytał nieśmiało Jung Kook, przysuwając się bliżej tancerza.
-Bo mi smutno. A zarazem jestem szczęśliwy. Sam nie wiem...
Chwila ciszy pomiędzy nimi, przerywana tylko silnymi podmuchami wiatru.
-Wiesz, zawsze oglądałem te wszystkie programy w święta-zaczął Jimin-Podziwiałem tych artystów i zachwycałem się świątecznymi piosenkami. Ale teraz, gdy to ja tam mam wystąpić to wydaje mi się takie dziwne. Wolałbym siedzieć z rodziną przed telewizorem, niż żeby oni mnie tam oglądali.
-Na pewno są z ciebie dumni, Hyung-maknae spojrzał na niego ufnie.
-Tak-uśmiechnął się tancerz- Na pewno.
-Będzie wiele innych okazji, by spędzić czas z rodziną, jestem pewien.
Jimin kiwnął głową i podążył wzrokiem za płatkiem śniegu, spadającym powoli na ziemię.
Tęsknił za rodziną, ale sam wybrał takie życie. Zresztą, nie żałuje.
Poznał tu swoich przyjaciół, drugą rodzinę.
I poznał Jung Kooka,  do którego jeszcze nie jest pewien co czuje.
Ale wie, że jest przy nim szczęśliwy.
-Chciałbym dać ci jakiś prezent- powiedział nagle maknae.
- W takim razie, spraw bym się uśmiechnął. 
-To będzie prezent dla nas obu- zauważył Jung Kook ze słodkim uśmiechem.
Jimin również się uśmiechnął i wzruszył ramionami-Możliwe.
Namysł Cookiego trwal tylko chwilę.
Zacisnął mocno pięści i pochylił się w stronę Jimina, by złożyć na jego policzku nieśmiały pocałunek.
Nie wiedział czy to w porządku. Nigdy nie zastanawiał się nad swoją orientacją, dopóki nie poznał Jimina. Rodzina Jung Kooka jest bardzo wierząca, a on sam również był wychowywany na katolika.
Nawet teraz, złoty łańcuszek z krzyżykiem zdobił jego szyję.
Jednak wszystkie wątpliwości zostały rozwiane za sprawą szczerego uśmiechu Jimina.
Jung Kook czuł jak jego serce zalewa fala ciepła i zapomniał już o wszystkim.
Teraz liczył się tylko Jimin, który objął go ramieniem i przytulił do siebie.

Jin przyglądał się wszystkiemu z okna, z malującym się uśmiechem na ustach.
Nie wiedział czy to nie przyniesie im problemów w przyszłości, ale dopóki są szczęśliwi, to wszystko jest w porządku.

Ale teraz żaden z nich nie jest szczęśliwy. Obydwoje ranią się nawzajem, wywołując u siebie łzy i cierpienie. Nawet nie wiadomo, kiedy to wszystko zaczęło się psuć.
A Jin był pewien, że są sobie przeznaczeni. Ich uśmiechy były zawsze takie szczere, a teraz?
Teraz Seokjin nie potrafi wywołać uśmiechu na niczyjej twarzy.


-Hyung!? Hyung!
Drzwi do pokoju Jina otworzyły się z impetem.
Chłopak zmrużył oczy za sprawą światła wpuszczonego do pomieszczenia. Odzwyczaił się.
-Jung Kook chce się zabić-wysapał Suga, patrząc na starszego  przerażonym wzrokiem.
Nie zastanawiając się ani chwili, Seokjin poderwał się na równe nogi.
Mimo, iż mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, popędził za Yoongim do samochodu.
Nawet nie założył butów, nie było na to czasu. Reszta czekała już w van'ie.
-Gdzie on jest?- wychrypiał najstarszy.
-Na moście-odpowiedział słabo RapMon, który siedział za kierownicą. 
Odpalił silnik i z piskiem opon wyjechał z parkingu.
Seokjin spojrzał na Jimina. Tancerz siedział skulony na tylnym siedzeniu, z twarzą schowaną w dłoniach. Powtarzał zdanie, że to jego wina niczym mantrę.
Jin pogładził uspokajająco jego ramię, jednak wiedział, że to nic nie da.
Jednocześnie, najstarszy z zespołu czuł jak z sekundy na sekundę traci siły.
W pewnym momencie nie był nawet w stanie podnieść dłoni. Ale to nie było ważne w tym momencie.
Duże krople deszczu uderzały o szyby samochodu, z głuchym hukiem, a opony pojazdu co chwila wjeżdżały w jakąś kałużę. Pogoda idealnie odzwierciedlała ich uczucia.
Już kilka minut później byli na miejscu- most na obrzeżach miasta.
Nie było tu żywej duszy oprócz nich. I dobrze, nie chcą żadnego skandalu.
Wszyscy wyskoczyli z samochodu i rozdzielili się by poszukać Jung Kooka.
Wszyscy, prócz Jina, który nie miał siły chodzić. Oparł się o maskę samochodu, przymrużając zamglone oczy.
-Tu jest!- krzyknął J-Hope. Pozostali w mgnieniu oka się przy nim pojawili .
Jung Kook stał na barierce, przytrzymując się jedynie wielkiego, metalowego słupa.
Zachłysnął się własnymi łzami, które rozmazywały mu obraz wody rozciągającej się przed nim.
Na prawdę chciał skoczyć, tylko wolał by oni tego nie wdzieli. Jednak skoro już tu są...
-Jung Kook nie wygłupiaj się- zawołał Namjoon robiąc krok do przodu- Chodź, wrócimy do dormu, zjemy coś...tak jak dawniej.
-Nic już nie będzie tak jak dawniej.
-Przecież ty nie chcesz się zabić!- krzyknął V, z oczami pełnymi łez- Nie chcesz!
Nie chciał, ale musiał. Nie potrafił już sobie z tym wszystkim  poradzić. Nie miał siły.
-Jung Kook proszę, zejdź stąd-błagał Hoseok- Nie rób nam tego...
-To nie ty powinieneś umrzeć- powiedział cicho Jimin- Nie ty, tylko kurwa ja!- jego głos rozszedł się echem dookoła.
Maknae odkręcił nieznacznie głowę w ich stronę.
-Powinienem zginąć, za to że cię tak raniłem- Jimin opadł bezwładnie na kolana- Że ci pozwoliłem. A wiesz dlaczego?
Wbrew pozorom tancerz chciał usłyszeć odpowiedź. Jedno słowo, które dla niego było tak ciężkie do wypowiedzenie. Oczywiście tak się nie stało.
-Bo cię kocham. Nie, to za małe słowo. Mam obsesję na twoim punkcie, rozumiesz?!
-Jimin- Jung Kook wyszeptał jego imię. Drżące dłonie złapały się słupa jeszcze mocniej.
-Więc proszę cię, zejdź z tej cholernej barierki i daj mi drugą szansę. Nie chcę cię już ranić. Ani ciebie, ani siebie, ani nikogo- mówił, a jego głos się załamał.
Klęczał, z opuszczoną głową, a łzy spłynęły po i tak już mokrej skórze.
Namjoon podszedł do maknae i pomógł mu  bezpiecznie zejść.
Płakali, wszyscy.
Czy musiało dojść do tego, żeby uświadomili sobie, że są dla siebie najważniejsi? Że są swoją rodziną?
Jung Kook upadł na kolana przed Jiminem i rzucił mu się na szyję.
Wpadł w histerię i płakał jak małe dziecko.
-Przepraszam, to też moja wina- wyszeptał przez łzy.
Pozostali dołączyli do nich. Wszyscy utonęli w uścisku, a w powietrzu wręcz było czuć na nowo odkrytą miłość i zaufanie. Zupełnie tak jak dawniej.
-Jin Hyung- Taehyung zawołał najstarszego, który wciąż był przy samochodzie- Chodź do nas.
Seokjin wykrzywił wargi w coś na kształt uśmiechu, nie płakał chociaż bardzo chciał. Po prostu nie mógł.
Był szczęśliwy. Pomyślał, że w tej chwili mógłby umrzeć, bo wszystko jest na swoim miejscu.
Ociężale odepchnął biodra i zrobił kilka małych kroków.
Powłóczył nogami przez kilka sekund, po czym upadł.
Przed oczami widział tylko ciemność, a jego imię wykrzykiwane przez przerażonych przyjaciół cichło z każdą sekundą.

***
Ociężałe powieki   Seokjina uniosły się powoli. Zmrużył oczy, pomimo że światło w pomieszczeniu było bardzo nikłe. Zegarek wiszący naprzeciw łóżka wskazywał godzinę 2 w nocy.
Dopiero po chwili zrozumiał, że jest w szpitalu.
-Wreszcie się obudziłeś- usłyszał znajomy głos. Nie należał on jednak do żadnego z członków zespołu.
-Hobeom Hyung?- Jin odkręcił powoli głowę w stronę mężczyzny-ich menadżera.
-Zawołać lekarza?-spytał ściszonym głosem.
Seokjin pokręcił przecząco głową-Długo spałem?
-Dwa tygodnie-Hobeom uśmiechnął się łagodnie.
Chłopak przymknął powieki i rozmasował dłonią czoło.
Przed oczami nadal miał obrazy z  tamtej nocy. Będzie je miał do końca życia.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym, co dzieje się w zespole? Pomógłbym wam.
Jin tylko pokręcił głową na znak bezradności. Nie chciał do tego wracać, ale wiedział, że musi.
Przecież fakt, że chłopcy będą zachowywać się jak dawniej jest nierealny.
Nie po tym co przeszli.
A on już miał nadzieję, że to się uda. Tamtej nocy na prawdę w to wierzył.
-Obiecali, że się zmienią-powiedział nagle menadżer- Dla ciebie.
-Gdzie oni są?
-Tutaj-wskazał skinieniem na drugi koniec sali.
Yoongi spał na siedząco, oparty o  białą ścianę, a na jego obu ramionach głowy złożyli RapMon i Hoseok. Tuż obok leżał Jimin, a w niego wtulony Taehyung.
Jung Kook zaś siedział na krześle obok łóżka Seokjina, a głowę położył na kołdrze.
Wszyscy wyglądali tak spokojnie i szczęśliwie. Jinowi zachciało się płakać.
-Taehyung zapisał się na terapię, a Hoseok do psychologa. Oboje zaczęli spotkania w tym tygodniu.
Jimin i Jung Kook zaczęli od nowa, jakby wcześniej się nie znali, a Namjoon i Yoongi, cierpliwe czekają na miłość-Hobeom uśmiechnął się łagodnie- Obiecali też, że to oni się będą teraz tobą zajmować. Jest im bardzo wstyd, że tak zaniedbali relacje z tobą.
-Nie, to moja wina...
-To nie prawda. Seokjin. Nie myśl teraz o tym, musisz odpoczywać-mężczyzna nagle zaśmiał się cicho, co zdziwiło Jina-Jestem pod wrażeniem jak udało wam się to wszystko zachować w tajemnicy.
Przecież jak my media się o tym dowiedziały, to bylibyście skończeni.
-Cóż-chłopak również zaśmiał się słabo- W końcu jesteśmy kuloodporni, prawda?



6 komentarzy:

  1. Szczerze się popłakałam <3 To jedno z moich ulubionych opowiadań

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że pisząc tego ff bardzo poprawiłaś swój styl pisania, teraz łatwiej czytelnikowi jest się wkręcić w akcję :3
    Ale wciąż jak dla mnie przeskoki akcji w niektórych momentach są za szybkie i od czasu do czasu mogłabyś urozmaicić tekst jakimiś ciekawymi opisami. Jeszcze (jak dla mnie) powinnaś popracować nad zakończeniami ff.. według mnie wychodzą Ci one zbyt banalnie.
    Czekam na kolejnego Twojego opka. Fighting!

    http://cnbluestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Płaczę 😢 takie piękne jest to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne :' 3 Normalnie... napisz coś jeszcze, cokolwiek, uzależniłam się od twoich opowiadań ;* Są takie piękne i cudowne i tak szybko się je czyta, że nie wiadomo kiedy mija cały dzień... Błagam, wstaw coś niedługo <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze, z całego serca mnie po prostu zatkało. Masz niesamowity talent. Wzięłam to jednym tchem. Wszystkie rozdziały. Nie wiem dlaczego wywołały dotąd mi nieznane uczucia... Kamsa na prawdę. To było nierealne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam bardzo długo, ponieważ łzy uniemożliwiały mi czytanie... To naprawdę wzruszające opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń